tag:blogger.com,1999:blog-87614763234203444082024-03-04T20:50:23.243-08:00MiniaturySongkeeperhttp://www.blogger.com/profile/06167213038798145608noreply@blogger.comBlogger115125tag:blogger.com,1999:blog-8761476323420344408.post-35163709581399652932012-04-24T12:24:00.000-07:002012-04-24T12:32:09.829-07:00NiewdzięcznośćNa początku lutego 1842 roku 25-letnia Charlotte Brontë i 23-letnia Emily Brontë udały się do Brukseli z nadzieją, że zdobyte tam doświadczenia umożliwią im pewnego dnia otworzenie ich własnej szkoły w Yorkshire. Siostry zatrzymały się na pensji prowadzonej przez Claire Zoë Parent przy rue Isabelle. Mąż Claire, Constantin Heger, uczył w pobliskiej Athénée Royal, ale też dodatkowo prowadził lekcje literatury francuskiej na pensji żony. Na zajęciach Heger omawiał z pensjonarkami teksty francuskich autorów i to właśnie na nich miały się wzorować wyprawki i eseje pisane przez Charlotte i Emily w ramach pracy domowej. Heger był utalentowanym nauczycielem, namawiającym swe podopieczne do pisania, ale też wymagającym co do formy - “<em>Poet or not…. study form</em>” zwykł upominać Charlottle. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<a href="http://lh5.ggpht.com/-bIiPqrjKmPc/T5BC0fmTPEI/AAAAAAAAB-A/f7EYeu8OLlw/s1600-h/M%252520Heger%25255B3%25255D.jpg"><img alt="M Heger" border="0" height="377" src="http://lh4.ggpht.com/-Kneei4efXEo/T5BC1NzbLnI/AAAAAAAAB-I/HYVgKDX8H00/M%252520Heger_thumb%25255B1%25255D.jpg?imgmax=800" style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; border-right: 0px; border-top: 0px; display: block; float: none; margin-left: auto; margin-right: auto; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px;" title="M Heger" width="338" /></a> </div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: xx-small;">Constantin Heger</span> </div>
<br />
Odnaleziony niedawno w Musée Royal de Mariemont rękopis zatutułowany <em>L’Ingratitude</em> (<em>Niewdzięczność</em>) okazał się pierwszym z 30 opowiadań napisanych przez siostry Brontë w ramach tych lekcji i świadczy o tym, że Charlotte przybyła do Belgii z całkiem solidnymi podstawami języka francuskiego. Brian Bracken, który odkrył rękopis w związku z badaniami nad biografią Constantina Hegera, zidentyfikował czternaście błędów gramatycznych w opowiadaniu Brontë, ale większość z nich jest typowymi pomyłkami popełnianymi przez osoby anglojęzyczne piszące po francusku. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<a href="http://lh3.ggpht.com/-InjKY9qahd8/T5BC1sHg8BI/AAAAAAAAB-Q/JksDSjwOwk4/s1600-h/L%252527Ingratitude%252520bron01_3405_01%25255B3%25255D.jpg"><img alt="L'Ingratitude bron01_3405_01" border="0" height="456" src="http://lh6.ggpht.com/-_-EhuFlqKU8/T5BC2chYf9I/AAAAAAAAB-Y/ZGt-TX9rJBI/L%252527Ingratitude%252520bron01_3405_01_thumb%25255B1%25255D.jpg?imgmax=800" style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; border-right: 0px; border-top: 0px; display: block; float: none; margin-left: auto; margin-right: auto; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px;" title="L'Ingratitude bron01_3405_01" width="392" /></a> </div>
<em></em> <br />
<em>Ingratitude</em> wydaje się wzorować na pisarstwie La Fontaine’a i J.P. Floriana. Hagen wykładał twóczość obu pisarzy na Athénée Royal i najprawdopodobniej używał tych samych materiałów na lekcjach przy rue Isabelle. Dopiero potem pensjonarki przeszły do bardziej skomplikowanego pisarstwa Chateaubriand, Bossuet i Hugo. <br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<a href="http://lh3.ggpht.com/-g0lxDP3P3ec/T5BC3Ka-4kI/AAAAAAAAB-g/DAZ9mSYtTyo/s1600-h/2011-08-11-14-26-11-4-charlotte-bronte%25255B1%25255D.jpg"><img alt="2011-08-11-14-26-11-4-charlotte-bronte" border="0" height="494" src="http://lh6.ggpht.com/-JvoSOOM3dxo/T5BC3qcjJcI/AAAAAAAAB-k/1rEKIGOHMkU/2011-08-11-14-26-11-4-charlotte-bronte_thumb%25255B1%25255D.jpg?imgmax=800" style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; border-right: 0px; border-top: 0px; display: block; float: none; margin-left: auto; margin-right: auto; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px;" title="2011-08-11-14-26-11-4-charlotte-bronte" width="384" /></a> <span style="font-size: xx-small;">Charlotte Brontë</span> </div>
<br />
Lekcje zostały przerwane nagle w listopadzie 1842 roku, po otrzymaniu wiadomości o śmierci ciotki sióstr. Jednak już w styczniu 1843 roku, Charlottle wróciła do Brukseli i rozpoczęła pracę na tej samej pensji jako nauczycielka angielskiego. W tym czasie była już zakochana bez pamięci w Hagerze, mimo że ten był szczęśliwym mężem i ojcem trójki dzieci. Rok później, trawiona przez to beznadziejne uczucie (a także przez niechęć ze strony Claire) Charlotte na zawsze opuściła Belgię. Jeszcze do 1845 roku pisała listy do Hagera, ale korespondencja ich wkrótce się urwała. Po raz ostatni Charlotte powróciła do całej sprawy w powieści <em>Villette</em>, opublikowanej w 1853 roku, z tą jednak różnicą, że opisany przez nią nauczyciel odwzajemnia uczucie bohaterki, a Brontë na koniec go uśmierca. <br />
<br />
Odnalezione po latach opowiadanie można przeczytać w oryginale i w angielskim tłumaczeniu <a href="http://www.lrb.co.uk/v34/n05/charlotte-bronte/lingratitude" target="_blank">tutaj</a>.<br />Songkeeperhttp://www.blogger.com/profile/06167213038798145608noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8761476323420344408.post-46675715421247552062012-04-19T18:12:00.001-07:002012-04-20T08:48:14.470-07:00Przespać się z książką…<br />
<a href="http://lh4.ggpht.com/-OSHKjYTxojo/T5C392h0BxI/AAAAAAAAB-w/wo1dwDcch2M/s1600-h/z11564704X%25252CKapela-ze-Wsi-Warszawa%25255B9%25255D.jpg"><img alt="z11564704X,Kapela-ze-Wsi-Warszawa" border="0" height="340" src="http://lh3.ggpht.com/-huGR2h-zGUQ/T5C3-RkxJ6I/AAAAAAAAB-4/0UCh4NbaOWg/z11564704X%25252CKapela-ze-Wsi-Warszawa_thumb%25255B3%25255D.jpg?imgmax=800" style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; border-right: 0px; border-top: 0px; display: block; float: none; margin-left: auto; margin-right: auto; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px;" title="z11564704X,Kapela-ze-Wsi-Warszawa" width="221" /></a><br />
Kapela ze Wsi promuje chodzenie do łóżka tylko z tymi, którzy czytają, a ja przespałam się wczoraj z książką…<br />
Czytanie przed snem, w miękkiej pościeli, nie równa się z niczym innym. Ciepłe światło nocnej lampki, cisza i układający się do drzemki przez 15 minut wielce niezdecydowany kot, to zakończenie dnia, które daję sobie w prezencie po różnych niewygodach codzienności. <br />
<br />
<a href="http://lh3.ggpht.com/-npUfC_h4WOI/T5C3-7zvcOI/AAAAAAAAB_A/xDZ_E_BGsKg/s1600-h/IMG_9442%25255B3%25255D.jpg"><img alt="IMG_9442" border="0" height="217" src="http://lh6.ggpht.com/-9ZrAGzRPOZA/T5C3_Xl4akI/AAAAAAAAB_I/0ph-2wKz3NQ/IMG_9442_thumb%25255B1%25255D.jpg?imgmax=800" style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; border-right: 0px; border-top: 0px; display: block; float: none; margin-left: auto; margin-right: auto; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px;" title="IMG_9442" width="288" /></a><br />
Błogość, która mnie ogarnia ma jednak minusy. W tym stanie szczęśliwości i bezgranicznego spokoju (bez względu na ilość trupów ścielących się na książkowych stronach) rzadko udaje mi się przeczytać więcej niż parę stron. Żeby tego było mało, wczoraj, po dwóch zadziwiająco letnich dniach z lipcową duchotą, zrobiło się dotkliwie chłodno. Przegoniłam drugiego kota z parapetu, zamknęłam okno i z dziecinnym uśmiechem na twarzy wskoczyłam do łóżka. Po kilku stronach poczułam się jakby wrócił styczeń, zaczęło mi być przenikliwie zimno i postanowiłam schować ramiona pod kołdrę, a że nie zamierzałam przerywać czytania, książka powędrowała razem ze mną w ciepłą i miękką otchłań. Na początku wszystko działało jak trzeba, z przyjemnością zaczęłam czytać kolejny rozdział, w którym Jude postanawia spędzić 3 tygodnie pracując nad kolekcją biblioteczną w uroczym Norfolk, potem akcja nieoczekiwanie przeniosła się do Stanów, pojawił się jakiś nieprzyjemny facet i dziwne miejsce przypominające warsztat. Obudziłam się z niesmakiem z tego dziwnego snu obejmując książkę, która – tak jak ja jeszcze przed chwilą – smacznie spała pod nakryciem. Postanowiłam jej nie budzić, a tym bardziej nie wyjmować bezdusznie z ciepłych pieleszy. Zgasiłam światło i przytuliłam twarz do poduszki. Spałyśmy tak razem do rana. <br />
Biorąc pod uwagę to, w jakim stanie zdarza mi się znajdować książki o różnych porach nocy (na podłodze, pod policzkiem, pod kotem, albo grzecznie w zdrętwiałych dłoniach) można powiedzieć, że powieść Rachel Hore spotkało prawdziwe wyróżnienie. W takim razie, mając wobec mnie dług wdzięczonści, nie powinna mnie zawieść, prawda?Songkeeperhttp://www.blogger.com/profile/06167213038798145608noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8761476323420344408.post-36059023561552512132012-04-17T21:29:00.000-07:002012-04-18T21:35:42.934-07:00“Zapachy Miast”–Dawid Rosenbaum<p> </p> <p><a href="http://lh6.ggpht.com/-y_e3X0pAgmk/T4-WGmcY4BI/AAAAAAAAB9Q/eja4zH3-TFQ/s1600-h/okBadkaZAPACHY%25255B4%25255D.png"><img style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; display: block; float: none; margin-left: auto; border-top: 0px; margin-right: auto; border-right: 0px; padding-top: 0px" title="okładkaZAPACHY" border="0" alt="okładkaZAPACHY" src="http://lh5.ggpht.com/-yK5cfVBzWMg/T4-WHMlxQvI/AAAAAAAAB9Y/aWHX7f725w8/okBadkaZAPACHY_thumb%25255B2%25255D.png?imgmax=800" width="235" height="346"></a></p> <p>Jakże apetycznie pachniała mi ta książeczka, siedząc na półce od paru miesięcy i czekając na swoją kolej! Obiecująca koncepcja i tytuł, a nawet dosyć przyjemna okładka. W środku krótkie i jeszcze krótsze eseje podróżnicze. Są miasta (chociaż nie tylko) i są zapachy. Paryż pachnie bagietkami, Nowy Jork – kawą w papierowym kubku, <em>Côte d'Azur – </em>słynną “piątką” Chanel. Czyli niestety nic nowego. W Maroko autor raczy się słodyczami, w Szkocji pije whiskey za 200 Euro, a w Amsterdamie, ku zdziwieniu, dostaje śledzia, a potem (co już mniej zaskakujące) pali trawkę. Przerzucając strony miałam wrażenie, że czegoś mi brakuje. Tylko kilka razy opowiedziana historia, albo spostrzeżenie naprawde przykuło moją uwagę. Spodobała mi się postać polskiej tłumaczki i jej całkowicie białego, nowojorskiego mieszkania (sama o takim wnętrzu marzę), a także epizod z meksykańskim wydaniem <em>Playboya</em>, który był tak naprawdę chyba jedynym zabawnym momentem. Gościnność szkockiej rodziny była wzruszająca, a główna atrakcja pewnego modnego moskiewskiego klubu – jedyna w swoim rodzaju.</p> <p>Pomimo bogactwa zapachów książka nie porywa. Autor próbuje wprowadzić czytelnika w świat, który on postrzega w niezwykle zmysłowy sposób, ale nie do końca mu się to udaje. Brakuje atmosfery, bardziej rozbudowanego tła, a może nawet i wnikliwości. Wszystko to jakieś takie powierzchowne i niedopowiedziane. Poza tym Rosenbaum pisze raczej ostrożnie, co moim zdaniem kłóci się trochę z całą koncepcją. O zmysłach powinno sie przecież pisać odważnie i z polotem. </p> <p>Z kolei ostrożność, z jaką autor wspomina o swojej orientacji seksualnej nie powinna dziwić. Na pewno nie w takim konserwatywnym społeczeństwie jak polskie. Dobrze, że pisze się o tym trochę częściej. Myślę, że jest to niezbędne w procesie oswajania się Polaków z tą innością, która w wielu krajach słusznie przeszła do porządku dziennego. Co prawda wątki te mogłyby zostać wplecione w trochę bardziej zgrabny sposób (momentami wydawało mi się, że estetycznie Rosenbaum za bardzo się zbliża do raczej topornych i seksistowskich zachwytów Pałkiewicza <img style="border-bottom-style: none; border-left-style: none; border-top-style: none; border-right-style: none" class="wlEmoticon wlEmoticon-winkingsmile" alt="Winking smile" src="http://lh6.ggpht.com/-SknakZNbD1o/T4-WHv_klNI/AAAAAAAAB9g/ExI32nP9xJs/wlEmoticon-winkingsmile%25255B2%25255D.png?imgmax=800">).</p> <p>Trudno mi z czystym sercem polecić tą książkę, zwłaszcza tym, którzy mieli już do czynienia z literaturą podróżniczą. Zamiast tego polecam chociażby Anthonego Bourdaina, który o smakach i zapachach napotkanych w różnych (i często bardziej egzotycznych, a przynajmniej ciekawych miejscach) pisze z wnikliwością, polotem i bez romantycznego owijania w bawełnę. Mimo tego, że jego książki nie odwołują się wprost do zmysłu węchu, i nie obiecują podróży zmysłowych na miarę Suskina, potrafi on skutecznie przenieść czytelnika w świat jego własnych doznań. A jeśli nie macie akurat nic podróżniczego na półce, a właśnie marzycie, tak jak ja, o wakacjach, to myślę, że nie zaszkodzi sięgnąć po “Zapachy Miast” przy porannej kawie, albo wtedy, gdy na lekturę mamy zaledwie 10-15 minut.</p> Songkeeperhttp://www.blogger.com/profile/06167213038798145608noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8761476323420344408.post-44082730706054298782012-04-16T21:39:00.000-07:002012-04-18T21:45:04.044-07:00World Book Night 2012–MAP<p> </p> <p><a href="http://lh3.ggpht.com/-Ck22mlqi17I/T4-YTAdvxgI/AAAAAAAAB9o/gR7__AihGfA/s1600-h/8757-v1-600x%25255B5%25255D.jpg"><img style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; display: block; float: none; margin-left: auto; border-top: 0px; margin-right: auto; border-right: 0px; padding-top: 0px" title="8757-v1-600x" border="0" alt="8757-v1-600x" src="http://lh3.ggpht.com/-ajhaxMJ7Fm4/T4-YTvUx7rI/AAAAAAAAB9w/c0iz4ZwZuAk/8757-v1-600x_thumb%25255B3%25255D.jpg?imgmax=800" width="430" height="178"></a></p> <p>Już odliczam dni do poniedziałku… Mam nadzieję, że w międzyczasie pojawi się bardziej szczegółowa mapa…</p> <p>To będzie bardzo książkowy weekend. <img style="border-bottom-style: none; border-left-style: none; border-top-style: none; border-right-style: none" class="wlEmoticon wlEmoticon-smile" alt="Smile" src="http://lh3.ggpht.com/-1hlUEB0zUPs/T4-YT47MH6I/AAAAAAAAB94/cb9uAhXxKwI/wlEmoticon-smile%25255B2%25255D.png?imgmax=800"> Najpierw dwa dni (sobota i niedziela) szaleństwa na wyprzedaży bibliotecznej w Media. Potem, w poniedziałek wieczorem, World Book Night (pierwszy raz w USA). </p> Songkeeperhttp://www.blogger.com/profile/06167213038798145608noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8761476323420344408.post-58030201003166009742012-04-06T19:12:00.000-07:002012-04-06T19:30:35.839-07:00Wiosenny spacer<p>Korzystając z dnia wolnego od pracy i innych, niespecjalnie kuszących obowiązków postanowiłam wybrać się na spacer po mojej dzielnicy. Sąsiadów, zarówno bliższych, jak i dalszych zazwyczaj podglądam wieczorami podczas biegania, więc tym razem miałam okazję obejrzeć sobie otoczenie w blasku wiosennego słońca. Wiosna to moja ulubiona pora roku – mówię to z całą świadomością tego, jak mało oryginalna jestem w tym temacie. Trudno.</p> <p>Na szczęście w tym roku wiosna zaczęła się wcześnie, co znaczy, że potrwa dłużej. Ostatnimi laty pora ta występowała w formie streszczonej i bardzo deszczowej w maju, by szybko ustapić miejsca letnim upałom już w czerwcu.</p> <p><a href="http://lh4.ggpht.com/-VHkI8D2I2TI/T3-jf3_J3KI/AAAAAAAAB8k/RhXACUvbip0/s1600-h/IMG_9840%25255B5%25255D.jpg"><img style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; display: inline; border-top: 0px; border-right: 0px; padding-top: 0px" title="IMG_9840" border="0" alt="IMG_9840" src="http://lh6.ggpht.com/-fVQaR9tVMrc/T3-jiEMGEeI/AAAAAAAAB8o/MnkCEFoWg78/IMG_9840_thumb%25255B2%25255D.jpg?imgmax=800" width="191" height="254"></a> <a href="http://lh3.ggpht.com/-hjsyuDp5th4/T3-jieSm3KI/AAAAAAAAB8s/A8ZSElcYqXQ/s1600-h/IMG_9842%252520copy%25255B7%25255D.jpg"><img style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; display: inline; border-top: 0px; border-right: 0px; padding-top: 0px" title="IMG_9842 copy" border="0" alt="IMG_9842 copy" src="http://lh4.ggpht.com/-ICFA1nt6wDM/T3-jj6rtZQI/AAAAAAAAB8w/1m1EeWe5Ve0/IMG_9842%252520copy_thumb%25255B4%25255D.jpg?imgmax=800" width="336" height="253"></a></p> <p>Drexel Hill jest moim zdaniem jedną z ładniejszych dzielnic w hrabstwie. Domy są starsze, ale za to porządnie zbudowane, często z kamienia i w przeciwieństwie do brzydkich nowych osiedli, każdy dom jest inny, jedyny w swoim rodzaju.</p> <p><a href="http://lh4.ggpht.com/-LN_XcAzT9M4/T3-mI1u1GqI/AAAAAAAAB7U/7d_Xi4__jJ8/s1600-h/IMG_9828%25255B10%25255D.jpg"><img style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; display: inline; border-top: 0px; border-right: 0px; padding-top: 0px" title="IMG_9828" border="0" alt="IMG_9828" src="http://lh5.ggpht.com/-qfK2RMtTqJk/T3-mJ6xOtCI/AAAAAAAAB7c/UDncOEyarL0/IMG_9828_thumb%25255B4%25255D.jpg?imgmax=800" width="501" height="376"></a></p> <p><a href="http://lh3.ggpht.com/-qUxkPDLzNg4/T3-mKXLqUJI/AAAAAAAAB7k/LFBH8Sm5aWY/s1600-h/IMG_9831%25255B10%25255D.jpg"><img style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; display: inline; border-top: 0px; border-right: 0px; padding-top: 0px" title="IMG_9831" border="0" alt="IMG_9831" src="http://lh4.ggpht.com/-euDi-JQh_Rc/T3-mLFBweHI/AAAAAAAAB7s/evWl37p9D8M/IMG_9831_thumb%25255B4%25255D.jpg?imgmax=800" width="500" height="376"></a></p> <p>Jest tu też dużo zieleni, a także piękne wysokie drzewa – niespotykane na nowych i co tu dużo mówić, prawie całkowicie łysych nowych osiedlach. Nie mamy co prawda stad jeleni podgryzających nam ekologiczną paprykę z domowych ogródków, ale całkiem sporą populację królików, których nocne życie najlepiej obserwować latem. </p> <p>O tej porze roku najbardziej wyróżniają się magnolie – z różowymi najczęściej kwiatami przypominającymi tulipany. Niektóre ich odmiany kwitną jeszcze raz późnym latem. </p> <p><a href="http://lh5.ggpht.com/-e2M6XgdoyYI/T3-jqjbnTJI/AAAAAAAAB48/aJMP0V6tBvI/s1600-h/IMG_9829%25255B5%25255D.jpg"><img style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; display: inline; float: left; border-top: 0px; border-right: 0px; padding-top: 0px" title="IMG_9829" border="0" alt="IMG_9829" align="left" src="http://lh4.ggpht.com/-9swaXBP_0W8/T3-jrg4OwyI/AAAAAAAAB5E/NRmr3Mnm8ns/IMG_9829_thumb%25255B2%25255D.jpg?imgmax=800" width="360" height="479"></a> </p> <p> </p> <p> </p> <p> </p> <p> </p> <p> </p> <p> </p> <p> </p> <p> </p> <p> </p> <p> </p> <p> </p> <p> </p> <p>W zasadzie nie licząc kilku płaczących (i nie owocujących) wiśni, nie ma tutaj zupełnie drzew owocowych, które tak niebiańsko pachną w majowe wieczory w Polsce. Nie ma też bzu i jaśminu. Może dlatego wiosna tutaj niestety w ogóle nie pachnie. Aż trudno uwierzyć, że wcześniej tego nie zauważyłam. Jest za to pewne drzewo, które kwitnie przepięknie, bo na fioletowo. W moim prywatnym kalendarzu jest to wydarzenie, na które czekam każdego roku. <img style="border-bottom-style: none; border-left-style: none; border-top-style: none; border-right-style: none" class="wlEmoticon wlEmoticon-smile" alt="Smile" src="http://lh3.ggpht.com/-UE6gM1a3GIw/T3-jsDbz5BI/AAAAAAAAB5M/xWqotCA61vc/wlEmoticon-smile%25255B2%25255D.png?imgmax=800"></p> <p><a href="http://lh5.ggpht.com/-TSe7qPMJrQo/T3-jshC_nZI/AAAAAAAAB80/7LIaGlMDKA8/s1600-h/IMG_9832%25255B8%25255D.jpg"><img style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; display: inline; border-top: 0px; border-right: 0px; padding-top: 0px" title="IMG_9832" border="0" alt="IMG_9832" src="http://lh3.ggpht.com/-ee97Uos32qs/T3-jtwwc5cI/AAAAAAAAB84/NinQ1_lvyXM/IMG_9832_thumb%25255B5%25255D.jpg?imgmax=800" width="375" height="283"></a> <a href="http://lh5.ggpht.com/-XWM6opNDGuk/T3-jutQzYOI/AAAAAAAAB78/gfKnj2GMZZE/s1600-h/IMG_9836%25255B6%25255D.jpg"><img style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; display: inline; border-top: 0px; border-right: 0px; padding-top: 0px" title="IMG_9836" border="0" alt="IMG_9836" src="http://lh3.ggpht.com/-svECyl2Z_yg/T3-ju_50_BI/AAAAAAAAB8A/RSYwaqF8CBs/IMG_9836_thumb%25255B3%25255D.jpg?imgmax=800" width="213" height="282"></a></p> <p>Od czasu pewnego letniego wieczoru w tamtym roku, kiedy to udało mi się wypatrzeć w jednym z domów z wieżyczką lśniący fortepian, ulica przy której znajduje się owa rezydencja zawsze jest najdalszym punktem moich tras spacerowych. Nigdy nie słyszałam muzyki, ale zawsze coś mnie do tamtego miejsca irracjonalnie przyciąga…</p> <p><a href="http://lh4.ggpht.com/-R_0-9Wnc12w/T3-jvfyrWlI/AAAAAAAAB88/uTm2nSUAxh4/s1600-h/IMG_9846%25255B7%25255D.jpg"><img style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; display: inline; border-top: 0px; border-right: 0px; padding-top: 0px" title="IMG_9846" border="0" alt="IMG_9846" src="http://lh4.ggpht.com/-4vaWmumCceA/T3-jwg56UsI/AAAAAAAAB9A/TyRAywHD71k/IMG_9846_thumb%25255B4%25255D.jpg?imgmax=800" width="210" height="278"></a> <a href="http://lh3.ggpht.com/-wo51p39ACBw/T3-jxBeLq5I/AAAAAAAAB8M/O8xNP1BwgJY/s1600-h/IMG_9834%25255B7%25255D.jpg"><img style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; display: inline; border-top: 0px; border-right: 0px; padding-top: 0px" title="IMG_9834" border="0" alt="IMG_9834" src="http://lh4.ggpht.com/-Bsy3LI35zoM/T3-jy4CB3TI/AAAAAAAAB8Q/tzz-8AEvqx8/IMG_9834_thumb%25255B4%25255D.jpg?imgmax=800" width="373" height="280"></a></p> <p>Dzisiaj natomiast udało mi się wypatrzeć motyw książkowy. Co prawda niebezpiecznie niedaleko mu do rasowego krasnala ogrodowego, ale mimo wszystko nie potrafiłam się oprzeć… <img style="border-bottom-style: none; border-left-style: none; border-top-style: none; border-right-style: none" class="wlEmoticon wlEmoticon-smile" alt="Smile" src="http://lh3.ggpht.com/-UE6gM1a3GIw/T3-jsDbz5BI/AAAAAAAAB5M/xWqotCA61vc/wlEmoticon-smile%25255B2%25255D.png?imgmax=800"></p> <p><a href="http://lh3.ggpht.com/-vjcMsZnr01I/T3-jzjrF1SI/AAAAAAAAB6U/sH8UVvrL9Fs/s1600-h/IMG_9835%25255B5%25255D.jpg"><img style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; display: inline; float: left; border-top: 0px; border-right: 0px; padding-top: 0px" title="IMG_9835" border="0" alt="IMG_9835" align="left" src="http://lh3.ggpht.com/-n2lvq73H1lo/T3-j0rnpwrI/AAAAAAAAB6c/i_8vxK0SrNo/IMG_9835_thumb%25255B2%25255D.jpg?imgmax=800" width="477" height="359"></a></p> <p> </p> <p> </p> <p> </p> <p> </p> <p> </p> <p> </p> <p> </p> <p> </p> <p> </p> <p> </p> <p>Na koniec drzewo, które bez względu na porę roku, zawsze ma czerwone liście. Bardzo ładnie się ono komponuje z soczyśnie niebieskim niebem.</p> <p><a href="http://lh5.ggpht.com/-1-BPaoG2p0s/T3-j1eso5HI/AAAAAAAAB8U/8xuZL2LD-s4/s1600-h/IMG_9845%25255B5%25255D.jpg"><img style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; display: inline; border-top: 0px; border-right: 0px; padding-top: 0px" title="IMG_9845" border="0" alt="IMG_9845" src="http://lh5.ggpht.com/-3DucUG7VocI/T3-j16XixjI/AAAAAAAAB8Y/MzKgaemxkCg/IMG_9845_thumb%25255B2%25255D.jpg?imgmax=800" width="300" height="226"></a> <a href="http://lh3.ggpht.com/-VHcm_igTs58/T3-j2dtKOlI/AAAAAAAAB8c/MpAK0ydlD0s/s1600-h/IMG_9844%25255B5%25255D.jpg"><img style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; display: inline; border-top: 0px; border-right: 0px; padding-top: 0px" title="IMG_9844" border="0" alt="IMG_9844" src="http://lh4.ggpht.com/-e63viR3MC2M/T3-j4NnEHzI/AAAAAAAAB8g/ZV1IR2hpjb8/IMG_9844_thumb%25255B2%25255D.jpg?imgmax=800" width="300" height="226"></a></p> Songkeeperhttp://www.blogger.com/profile/06167213038798145608noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8761476323420344408.post-9661540625479365902012-04-02T16:01:00.001-07:002012-04-02T20:07:12.154-07:00Kwiecień, czyli co nowego w amerykańskich ksiegarniach, cz. 2Wczoraj było o gotowaniu, psach i podrywaniu. Dzisiaj, zostając w spokoju niższe półki, kontynuuję przegląd kwietniowych nowości rozpoczynając od biografii. <br />
“<em>I’m over all that</em>” to autobiografia Shirley Maclaine (która, tak na marginesie, ma się pojawić w trzecim sezonie<em> Downton Abbey</em>). <br />
<a href="http://lh4.ggpht.com/-a-Z5Tdeu218/T1v1XJ4owaI/AAAAAAAABtg/p2cMSZJnrA0/s1600-h/cvr9781442344488_9781442344488%25255B11%25255D.jpg"><img alt="cvr9781442344488_9781442344488" border="0" height="244" src="http://lh3.ggpht.com/-wtFGDA3B25g/T1v1XZwecGI/AAAAAAAABto/SCxFnXTzr40/cvr9781442344488_9781442344488_thumb%25255B9%25255D.jpg?imgmax=800" style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; border-right: 0px; border-top: 0px; display: block; float: none; margin-left: auto; margin-right: auto; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px;" title="cvr9781442344488_9781442344488" width="244" /></a><br />
“<em>Past Imperfect: Our Love Story</em>” to opowieść o 30-letnim romansie Ryana O’Neala (znanego między innymi z kultowego filmu “Love Story” z 1970 roku) z “aniołkiem Charliego”, czyli Farrahą Fawcett. <br />
Żeby nie było nudno, w następnej kolejności pozycja z kręgu krytyki politycznej, czyli: “<em>Tricle Down Tyranny (Crushing Obama’s Dream of the Socialist States of America</em>)” (Teoria Skapywania Tyranii, czyli zmiażdżenie marzenia Obamy o socjalistycznych stanach). Autorem tej nieco ryzykownej, ale jakże republikańskiej tezy jest Michael Savage – ultra konserwatywny dziennikarz radiowy. Obama, jak wiemy, tyranem jest raczej kiepskim, ale rok 2012 jest rokiem wyborczym, więc pora wyciągać ciężkie działa (jakim jest m. in. straszenie komunizmem) i mieć nadzieję, że któreś z nich niechcący nie strzeli samobója. Autorowi tych bzdurnych teorii brakuje tylko, jakże adekwatnego, kowbojskiego kapelusza.<br />
Wreszcie pora na powieści. W kwietniu fani Mary Higgins Clark dostaną aż dwie nowe powieści tej jakże płodnej autorki kryminałów: “<em>Gypped</em>” i “<em>The Lost Years</em>”. Ukaże się nowa powieść Johna Grishama – “<em>Calico Joe</em>”, a także nawiązująca do cyklu Mrocznej Wieży, odrębna powieść Stephena Kinga “<em>The Wind Through the Keyhole</em>”. W kategorii tzw. literatury kobiecej pojawi się “<em>Paris in Love</em>” Eloisy James (czyli kolejna opowieść o porzucaniu wszystkiego, wyprowadzaniu się do magicznego miejsca, gdzie nie trzeba pracować, a kłopoty z mężem i dziećmy kurczą się do rozmiaru zabawnych anegdot), a także nowy romans Nory Roberts – “<em>The Witness</em>”.<br />
Pod koniec miesiąca pojawi się w księgarniach “<em>Farther Away</em>” Jonathana Frazena, czyli zbiór esejów i przemówień pisarza, zebranych na przestrzeni ostatnich pięciu lat. <br />
<a href="http://lh4.ggpht.com/-GzIY7m28vO4/T1v1XjRaYhI/AAAAAAAABtw/565M6RAxsg4/s1600-h/41VasGKaadL._SL500_AA300_%25255B4%25255D%25255B1%25255D.jpg"><img alt="41VasGKaadL._SL500_AA300_" border="0" height="294" src="http://lh4.ggpht.com/-yWdJsVR3hds/T1v1X6zhOqI/AAAAAAAABt4/t3BWXruXGiM/41VasGKaadL._SL500_AA300_%25255B4%25255D_thumb.jpg?imgmax=800" style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; border-right: 0px; border-top: 0px; display: block; float: none; margin-left: auto; margin-right: auto; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px;" title="41VasGKaadL._SL500_AA300_" width="195" /></a><br />
W kwietniu ukazuje się również tłumaczenie kolejnej (siódmej już) części kryminalnej sagi o Annice Bengtzon – “<em>Last Will</em>” (Testament). Fanów literatury skandynawskiej, którzy jeszcze nie zetknęli się z kryminałami Lizy Marklund zapraszam do przeczytania recenzji Padmy (<a href="http://miastoksiazek.blox.pl/2011/09/Kolejne-szwedzkie-kryminaly.html" target="_blank"><strong>tutaj</strong></a>).<br />
<a href="http://lh5.ggpht.com/-bqgdkUSkGIw/T1v1YCLdF_I/AAAAAAAABuA/tur56QUTAQg/s1600-h/51-XXpEMoPL._SL500_AA300_%25255B4%25255D%25255B1%25255D.jpg"><img alt="51-XXpEMoPL._SL500_AA300_" border="0" height="292" src="http://lh6.ggpht.com/-qPneJnPfV3I/T1v1YswgToI/AAAAAAAABuI/s3H9n9kkOfM/51-XXpEMoPL._SL500_AA300_%25255B4%25255D_thumb.jpg?imgmax=800" style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; border-right: 0px; border-top: 0px; display: block; float: none; margin-left: auto; margin-right: auto; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px;" title="51-XXpEMoPL._SL500_AA300_" width="194" /></a><br />
Wreszcie coś dla wielbicieli epoki wiktoriańskiej. Kolejna powieść szkockiej autorki Anne Perry – “<em>Dorchester Terrace</em>” - ukaże się już 17 kwietnia.<br />
<a href="http://lh5.ggpht.com/-t1fJ5K2mo6s/T1v1Y1dePgI/AAAAAAAABuQ/eU_E61w3mY8/s1600-h/510OUbAINuL._SL500_AA300_%25255B1%25255D%25255B1%25255D.jpg"><img alt="510OUbAINuL._SL500_AA300_" border="0" height="315" src="http://lh3.ggpht.com/-qYWBADKcLD4/T1v1ZLyzR_I/AAAAAAAABuY/5xCKRey3qAU/510OUbAINuL._SL500_AA300_%25255B1%25255D_thumb.jpg?imgmax=800" style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; border-right: 0px; border-top: 0px; display: block; float: none; margin-left: auto; margin-right: auto; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px;" title="510OUbAINuL._SL500_AA300_" width="205" /></a>Songkeeperhttp://www.blogger.com/profile/06167213038798145608noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8761476323420344408.post-33552157168590443622012-04-01T16:01:00.000-07:002012-04-01T16:01:01.125-07:00Kwiecień, czyli co nowego w amerykańskich ksiegarniach, cz. 1<p>Ach kwiecień! Powietrze, ziemia, czy nieśmiało oprószone zielenią drzewa – wszystko pachnie wiosennym odrodzeniem. Kiedyś ta pora roku upływała pod znakiem przed wielkanocnych przygotowań, sprzątania i pieczenia mazurków, tudzież innych smakowitych specjałów. Jeśli jednak gotowanie nie jest waszym ulubionym hobby, a na szorowanie okien (i inne tego typu przyjemności) szkoda wam czasu, to może wybrać się do księgarni? Nie obiecuję, że wśród nowości znajdziecie, coś na czym warto zaczepić oko, ale kto wie. Oto przegląd kwietniowych nowości wydawniczych na rynku amerykańskim.</p> <p align="center"><u>KUCHNIA</u></p> <p>Jedzenie jest bez wątpienia amerykańską obsesją, co oczywiście znajduje swe odbicie w ilości wydawanych na ten temat poradników, książek i albumów kucharskich. Całe spektrum tematów: od przeróżnych diet, poprzez tzw. <em>comfort food </em>(jedzenie na dobre samopoczucie, czyli najczęściej ciężka kuchnia południowych stanów), aż po bardzo modne teraz jedzenie <em>organic</em> (czyli żywność ekologiczną) sprawia, że każdy znajdzie coś dla siebie na księgarnianych półkach uginających się pod ciężarem smakowicie wyglądających pozycji. W tym miesiącu króluje kuchnia włoska. Mamy do wyboru uroczą Giadę De Laurentis, która proponuje nam smakowite gotowanie w dni powszednie (“<em>Weeknights with Giada</em>”) i zalotnie uśmiechającego się Rocco DiSpirito z propozycją dla tych nieszczęśliwców, którzy muszą liczyć kalorie – <em>“Now Eat This! Italian: Favorite Dishes From The Real Mamas of Italy – All Under 350 Calories”</em>. Jednym słowem to, czego brakuje w dietetycznych potrawach, wynagrodzi nam gładka uroda kucharza i jego starannie wypracowane (nad garnkami oczywiście) mięśnie. Jeśli natomiast przepadliście z kretesem w gąszczu porad, przepisów i diet, zarówno na co dzień, jak i od święta, Marlene Koch proponuje proste rozwiązanie, czyli zbiór przepisów zatytułowanych<em> “Eat More of What You Love”</em> (Jedz więcej tego, co kochasz). Chociaż okładka kusi hamburgerem z chipsami, ciastami i smażonymi smakołykami, autorka obiecuje, że wszystkie jej przepisy są niskokaloryczne. Jeśli jednak z jakiegoś powodu zajadanie się niskokalorycznymi muffinkami nie wyjdzie nam na dobre, to nie martwmy się - w maju na pewno pojawi się kilka nowych pozycji kulinarnych.</p> <p><a href="http://lh5.ggpht.com/-fWrIaBR96vU/T1vcj3Oy1DI/AAAAAAAABtQ/lW5aTumPaO4/s1600-h/Kwiecien%252520-%252520poradniki%25255B4%25255D.jpg"><img style="background-image: none; border-right-width: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; display: block; float: none; border-top-width: 0px; border-bottom-width: 0px; margin-left: auto; border-left-width: 0px; margin-right: auto; padding-top: 0px" title="Kwiecien - poradniki" border="0" alt="Kwiecien - poradniki" src="http://lh4.ggpht.com/-aMV4I63ZDcg/T1vckL_Ix7I/AAAAAAAABtY/5Nj-dAl9Xng/Kwiecien%252520-%252520poradniki_thumb%25255B1%25255D.jpg?imgmax=800" width="366" height="412"></a></p> <p align="center"><u>PORADNIKI</u></p> <p>Każdy od czasu lubi sobie przeczytać jaką mądrą prawdę o sobie, chociaż nie wszyscy się do tego przyznają. Albo czegoś nowego się nauczyć. Poradników na rynku jest bez liku, problemem natomiast zaczyna być znalezienie czegoś, na co przeczytanie nie szkoda nam czasu, albo takiego czegoś, co nie okaże się po prostu zwyczajną bzdurą. W tym miesiącu do tej barwnej kategorii dochodzą pozycje charakterze, powiedziałabym, raczej kuriozalnym. </p> <p>1) <em>“How to Look Hot in a Minivan: A Real Woman’s Guide to Loosing Weight, Cooking Great, and Dressing Chic in the Age of the Celebrity Mom</em>” (Jak wyglądać seksownie w minivanie, czyli poradnik prawdziwej kobiety o zrzucaniu wagi, świetnym gotowaniu i szykownym ubieraniu się w erze mam celebrytek). Co tu dużo mówić: faworyt do grand prix w kategorii najdłuższego tytułu roku i powrót do mentalności lat 50-tych, które wyprodukowały wizję kobiety, przez która nadal, jak widać, pokutujemy. </p> <p>2) “<em>Getting Naked: 5 steps of finding the love of your life (While fully clothed & totally sober)</em>” (Rozbierając się, czyli 5 kroków do znalezienia miłości na całe życie – będą przy tym całkowicie ubranym i absolutnie trzeźwym) Hm…. To znaczy rozbierać, się czy nie?? Cóż za tytuł dla tych, którzy jeszcze jakimś cudem nie wiedzą, czym kończy się suto nakrapiana randka w barze.</p> <p>3) “<em>Things Your Dog Doesn’t Want You to Know</em>” – książka dla posiadaczy psów rzecz jasna. I dla tych wszystkich którzy chcą wiedzieć, czego psy nie chcą im powiedzieć.</p> Songkeeperhttp://www.blogger.com/profile/06167213038798145608noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8761476323420344408.post-9991682625712168712012-03-12T09:47:00.001-07:002012-03-12T09:48:34.207-07:00LatteDo książki - jak wiadomo - najlepsza jest kawa (lub herbata).<br />
Chociaż ja zazwyczaj pijam herbatę, dzisiaj - z uwagi na ciężkie niewyspanie - wybieram latte (najlepiej na mleku sojowym - mniam!)<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjPdMATQOhyU_g1Q-lY-HGce6bduhllwP6YDv9c1dmFSpm1kP5DP3YhVECH4Z7zrYI_TUesQcssMxQoMz8YO22SoObie69R3w4TDCUR1UY2PtsqyO-8191CCbPb2_JBBh_jYYS4l7hQq_sH/s1600/latte.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="380" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjPdMATQOhyU_g1Q-lY-HGce6bduhllwP6YDv9c1dmFSpm1kP5DP3YhVECH4Z7zrYI_TUesQcssMxQoMz8YO22SoObie69R3w4TDCUR1UY2PtsqyO-8191CCbPb2_JBBh_jYYS4l7hQq_sH/s640/latte.jpg" width="640" yda="true" /></a></div><div style="text-align: center;"><br />
<em>Zdjęcie z Mistrzostw Świata w Parzeniu Latte (źródło: GW)</em><br />
</div>Songkeeperhttp://www.blogger.com/profile/06167213038798145608noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8761476323420344408.post-10329805477663064432012-03-10T17:45:00.001-08:002012-03-10T17:45:36.540-08:00“Hood”–Stephen Lawhead<p>Zdawać by się mogło, że motyw najsłynniejszego rzezimieszka o złotym sercu, czyli Robin Hooda przerobiony został na wszelkie możliwe sposoby. Od kina niemego, poprzez szereg seriali i filmów, musical, hollywoodzką pop produkcję, a nawet kreskówki (wersja do wyboru: Robin jako wredny kaczor, albo Robin jako sprytny lis) postać ta inspiruje współczesnych bardów nie mniej niż ich poprzedników setki lat temu.</p> <div style="padding-bottom: 0px; margin: 0px auto; padding-left: 0px; width: 454px; padding-right: 0px; display: block; float: none; padding-top: 0px" id="scid:5737277B-5D6D-4f48-ABFC-DD9C333F4C5D:6de88219-b08b-410a-89e9-be851f6808d3" class="wlWriterEditableSmartContent"><div id="be2c971c-db35-43a3-a907-7cbf4cf4ddb5" style="margin: 0px; padding: 0px; display: inline;"><div><a href="http://www.youtube.com/watch?v=Mw9vaNS3b0s&feature=endscreen" target="_new"><img src="http://lh6.ggpht.com/-3gkh6tVueTk/T1wDrXkYcRI/AAAAAAAABug/i9nSCl2Y9uk/video6ed16f8f8eea%25255B39%25255D.jpg?imgmax=800" style="border-style: none" galleryimg="no" onload="var downlevelDiv = document.getElementById('be2c971c-db35-43a3-a907-7cbf4cf4ddb5'); downlevelDiv.innerHTML = "<div><object width=\"454\" height=\"254\"><param name=\"movie\" value=\"http://www.youtube.com/v/Mw9vaNS3b0s?hl=en&hd=1\"><\/param><embed src=\"http://www.youtube.com/v/Mw9vaNS3b0s?hl=en&hd=1\" type=\"application/x-shockwave-flash\" width=\"454\" height=\"254\"><\/embed><\/object><\/div>";" alt=""></a></div></div></div> <p>Czy z takiej legendy można wyciągnąć coś nowego? Otóż okazuje się, że tak – a mianowicie można podarować jej odrobinę wiarygodności. Zeszłoroczny sukces “Gry o Tron” wywołany ekranizacją powieści przez HBO pokazał po raz kolejny niesłabnącą fascynację tematyką historyczną (saga Martina tradycyjnie uważana jest za literaturę fantastyki, moim zdaniem czyta się to bardziej jak powieść historyczną). Z drugiej strony wielu z nas wstrzymuje oddech przez zapowiadaną na grudzień i jakże oczekiwaną ekranizacją <em>Hobbita. </em>Czy w takim tłoku jest miejsce na kolejną wersję trochę przebrzmiałej opowieści o Robin Hoodzie? Moim zdaniem tak, bo autor trylogii <em>King Raven (Król Kruk)</em>, Stephen Lawhead przygotował się do tematu solidnie i prezentuje legendę w nowym świetle.</p> <p><a href="http://lh5.ggpht.com/-o0akuxZYqj4/T1wDrz0R59I/AAAAAAAABuo/_3rkHX3zVMY/s1600-h/Hood%25255B5%25255D.jpg"><img style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; display: block; float: none; margin-left: auto; border-top: 0px; margin-right: auto; border-right: 0px; padding-top: 0px" title="Hood" border="0" alt="Hood" src="http://lh3.ggpht.com/-fghfR9IM3g4/T1wDsGACKWI/AAAAAAAABuw/-6z0G6L7uRU/Hood_thumb%25255B3%25255D.jpg?imgmax=800" width="226" height="316"></a></p> <p>Pierwsze wzmianki o postaci, którą obecnie nazywamy Robin Hoodem pochodzą z wczesnych lat sześćdziesiątych XIII wieku. Sto lat później mamy już do czynienia z całym repertuarem pieśni i poematów wykonywanym przez trubadurów na przestrzeni całego królestwa. Oczywiście Robin nie zawsze występował w nich pod tym samym imieniem (czasem to był Robert Hood, albo Whoode, czasem Robin Hod, Hode, a nawet Roger), ale też sama legenda wędrując z jednego miejsca na drugie niejako przystosowywała się do lokalnych warunków. Z najwcześniejszych przekazów wynika, że Robin wcale nie był szlachetnie urodzonym bohaterem, ale raczej nieokrzesanym, a nawet wulgarnym złodziejem, niewątpliwie całkiem niebezpiecznym, który całe zrabowane srebro zatrzymywał dla siebie. Ot i koniec legendy – trochę dociekliwości i jej romantyczna wersja zostaje nam rozłożona na łopatki. </p> <p>Okazuje się, że dopiero z biegiem czasu, legenda stopniowo przybierała atrakcyjne średniowieczne szaty: do Robina dołączają Mały John i braciszek Tuck, a wraz z nimi szeryf Nottingham, który wbrew powszechnej opinii nie zawsze był łotrem. Piękna Marian pojawia się najpóźniej, bo dopiero na początku XVI wieku. Wreszcie pora na wielkich nieobecnych, czyli dostojnych władców – ani całkiem niezły król Jan, ani nie całkiem dobry król Richard nie pojawiają się we wczesnych wersjach legendy. Jedynym monarchą, o którym można znaleźć krótką wzmiankę jest król Edward, ale o którym Edwardzie mowa – nie wiadomo.</p> <p>Wreszcie, jakby tego było mało, Lawhead przenosi całą historię z Anglii do Walii. To właśnie tam, według niego, miała narodzić się legenda o Robin Hoodzie, a świadczą ku temu następujące fakty:</p> <p>1) WALIJSKI TEMPERAMENT</p> <p>W 11oo roku Gerald Walijczyk – wysoko urodzony szlachcic, którego matka była walijską księżniczką opisał jej rodaków jako ludzi wytrzymałych, podstępnych i dowcipnych, ale też mściwych i żądnych ziemi. Ale przede wszystkim nieskończenie oddanych wolności i wręcz przesadnie skłonnych do walki. Według Geralda lud <em>Cymry </em>to lud wojowników. W przeciwieństwie do Normanów podzielonych na militarną arystokrację i chłopów, każdy Walijczyk umiał posługiwać się bronią, nie wyłączając kobiet.</p> <p>2) TŁO HISTORYCZNE</p> <p>Dwa miesiące po bitwie pod Hastings w 1066 roku, Wilhelm Zdobywca i jego baronowie opanowali 80 procent Anglii. Całkowite podporządkowanie tych ziem zabrało im następne dwa lata. Ale, co istotne, opanowanie Walii nastąpiło dopiero po 200 latach nieustającego konfliktu. Widząc jak sprawy stoją Wilhelm postanowił zostawić Walię tymczasowo w spokoju, mądrze rezygnując z wojny, której i tak wygrać nie był w stanie. W tym celu pomiędzy Anglią a wojowniczymi Walijczykami stworzona została strefa buforowa, tzw. Marchia. To pokojowe podejście zmieniło się wraz z wejściem na tron Williama II, który w Walii nie widział nic innego, jak sposób na opłacenie kosztownych wojen we Francji. W tym właśnie historycznym kontekście rozpoczynają się przygody Robin Hooda.</p> <p><a href="http://lh3.ggpht.com/-Qm8y90oRvck/T1wDsZUZscI/AAAAAAAABu4/If5GdWOdUfw/s1600-h/bitwa%25255B5%25255D.jpg"><img style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; display: block; float: none; margin-left: auto; border-top: 0px; margin-right: auto; border-right: 0px; padding-top: 0px" title="bitwa" border="0" alt="bitwa" src="http://lh3.ggpht.com/-U3_PuDN9LH8/T1wDtIg-YwI/AAAAAAAABvA/gqtg1l3DKtw/bitwa_thumb%25255B2%25255D.jpg?imgmax=800" width="372" height="212"></a></p> <p>3) LOKALIZACJA</p> <p>Geograficzne uwarunkowania także wskazują na Walię jako ojczyznę Robin Hooda. O ile lasy angielskie były już wtedy dobrze zarządzanymi przedsiębiorstwami, tak Walia nadal posiadała dziewicze puszcze, nie tknięte przez człowieka. W lasach Sherwood Robin i jego banda nie byli by w stanie skutecznie się ukryć, w przeciwieństwie do borów walijskich, gdzie z powodzeniem mogli się ukrywać przez długie lata. </p> <p><a href="http://lh6.ggpht.com/-JBHC7TovCNg/T1wDtTYoLgI/AAAAAAAABvE/fNWLg7b5h5c/s1600-h/468087003_a69189079f_z%25255B7%25255D.jpg"><img style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; display: block; float: none; margin-left: auto; border-top: 0px; margin-right: auto; border-right: 0px; padding-top: 0px" title="468087003_a69189079f_z" border="0" alt="468087003_a69189079f_z" src="http://lh5.ggpht.com/-fwxtfpOpkr0/T1wDu3g9BiI/AAAAAAAABvQ/lVhEpx6NT6A/468087003_a69189079f_z_thumb%25255B5%25255D.jpg?imgmax=800" width="277" height="353"></a></p> <p>4) LUK</p> <p>Łuk (tzw. <em>long bow</em>, czyli długi łuk), który jest nieodłącznym atrybutem Robin Hooda, jest jednocześnie charakterystyczny dla Walii. O angielskim talencie do łucznictwa wspomina się często. Rzadko jednak słyszy się to, że tej sztuki Anglicy i Saksończycy nauczyli się właśnie od Walijczyków, mimo że fakt ten jest bardzo dobrze udokumentowany.</p> <p><a href="http://lh5.ggpht.com/-hRL5K6IL5eY/T1wDvOkUfLI/AAAAAAAABvY/OCAQ6AaAz0E/s1600-h/lukwalijski%25255B3%25255D.jpg"><img style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; display: block; float: none; margin-left: auto; border-top: 0px; margin-right: auto; border-right: 0px; padding-top: 0px" title="lukwalijski" border="0" alt="lukwalijski" src="http://lh5.ggpht.com/-KkwPWvjqV3Q/T1wDvY0LNiI/AAAAAAAABvg/d8AtHiNyDzQ/lukwalijski_thumb%25255B1%25255D.jpg?imgmax=800" width="236" height="319"></a></p> <p>Jeśli fakty burzące nieco romantyczną otoczkę legendy o Robin Hoodzie nie zniechęciły Was do sięgnięcia po książkę Stephena Lawheada, to może zniechęcić to, że trylogia nie została jeszcze przetłumaczona na język polski, mimo że w oryginale wydana została w latach 2006-2009. Mimo tego, warto na nią poczekać, bo czyta się ją z prawdziwą przyjemnością. Postacie są wiarygodne, nie mają nadprzyrodzonych zdolności, popełniają błędy (bo przecież nie są wszechwiedzące) i uczą się na nich. Bran ap Brychan, książę Elafael, nie od razu zostaje Robin Hoodem, a jego przemiana opisana jest uważnie i bez pośpiechu. </p> <p>Opowieść o Robin Hoodzie, będąc sama w sobie legendą, nawiązuje do legend i tradycji rdzennej ludności walijskiej – co jest kolejną ważną zaletą powieści Lawheada. Pojawia się ważna postać o imieniu Angharad, która staje się duchowym przewodnikiem Króla-Kruka, czyli Brana, czyli Robin Hooda. Jest oczywiście Mały John i braciszek Tuck, a także niemała grupa wrogów – zachłannych, nieczułych i okrutnych baronów i dostojników kościelnych. Ten nieustanny konflikt, podsycany skomplikowaną średniowieczną polityką stanowi oś opowieści, ale też nasuwa skojarzenia z innymi powieściami osadzonymi w podobnych realiach, chociażby z “Filarami Ziemi” Kena Folletta.</p> <p>Na zakończenie jeszcze jeden powód, dla którego polecam tą wersję opowieści o Robin Hoodzie. Na samym końcu książki znajdujemy oto taką notę:</p> <p>“<em>The author gratefully acknowledges the assistance of Mieczysław Piotrowski and the cooperation of Józef Popiel, Director of Białowieski National Park, who kindly allowed me to ream freely in the last primeval forest in Europe</em>”</p> <p>(Autor pragnie podziękować za pomoc Mieczysławowi Piotrowskiemu i Józefowi Popielowi, dyrektorowi Białowieskiego Parku Narodowego, którzy byli na tyle uprzejmi, by pozwolić mu na swobodne włóczenie się po ostatnim pierwotnym lesie Europy”.)</p> <p><a href="http://lh5.ggpht.com/-j6ozIkSTNEk/T1wDvuVi55I/AAAAAAAABvo/l1w8ePL9YQE/s1600-h/591IMG_0762%25255B4%25255D.jpg"><img style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; display: block; float: none; margin-left: auto; border-top: 0px; margin-right: auto; border-right: 0px; padding-top: 0px" title="591IMG_0762" border="0" alt="591IMG_0762" src="http://lh4.ggpht.com/-lt8EcdQkXCw/T1wDv6NYYCI/AAAAAAAABvw/dnt3ZLnZBho/591IMG_0762_thumb%25255B1%25255D.jpg?imgmax=800" width="424" height="214"></a></p> Songkeeperhttp://www.blogger.com/profile/06167213038798145608noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8761476323420344408.post-20338293265658921562012-03-04T17:50:00.001-08:002012-03-10T17:51:22.473-08:00Rudy Dante<div align="center"><a href="http://wyborcza.pl/1,123455,11276978,Czy_e_booki_zjedza_kota_.html" target="_blank"><img alt="01.03.2012 WROCLAW , KOT DANTE .
FOT . JOANNA DZIKOWSKA / AGENCJA GAZETA
SLOWA KLUCZOWE:
KOT DANTE ANTYKWARIAT" border="0" height="172" src="http://lh4.ggpht.com/-IG3ezz36fe4/T1wE7e3yevI/AAAAAAAABv4/txaZy5vYJ8Y/z11273948Q%25255B4%25255D.jpg?imgmax=800" style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; border-right: 0px; border-top: 0px; display: inline; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px;" title="01.03.2012 WROCLAW , KOT DANTE .
FOT . JOANNA DZIKOWSKA / AGENCJA GAZETA
SLOWA KLUCZOWE:
KOT DANTE ANTYKWARIAT" width="244" /></a></div><div align="center"><a href="http://wyborcza.pl/1,123455,11276978,Czy_e_booki_zjedza_kota_.html">http://wyborcza.pl/1,123455,11276978,Czy_e_booki_zjedza_kota_.html</a></div>Songkeeperhttp://www.blogger.com/profile/06167213038798145608noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8761476323420344408.post-27084319390795850412012-01-07T18:59:00.000-08:002012-03-10T19:01:45.134-08:002011: Podsumowanie<p>Jak zwykle trudno mi wskazać tą jedną książke, która zasługuje na miano zwycięzcy. Więcej sensu ma moim zdaniem wyliczenie tych pozycji, które coś we mnie zmieniły, coś mi nowego ukazały, a może po prostu te, które przeczytałam z wielką przyjemnością. Dużo mniej kłopotu sprawia mi podanie tytułów, które w jakiś sposób mnie zawiodły. Zacznę więc od tej kategorii.</p> <p align="center"><img style="border-bottom-style: none; border-left-style: none; border-top-style: none; border-right-style: none" class="wlEmoticon wlEmoticon-sadsmile" alt="Sad smile" src="http://lh6.ggpht.com/-dFqBJGCXnh8/T1wVl7iSjBI/AAAAAAAABwA/ySnhNxtNzsE/wlEmoticon-sadsmile%25255B2%25255D.png?imgmax=800"></p> <p>Po fantastycznej “Pokucie” Iana McEwana miałam okazję kupić po dobrej cenie pare innych powieści tego autora. “<em>Na Plaży Chesil</em>” czytało się jeszcze dosyć dobrze, “<em>Sobota</em>” natomiast była moim zdaniem fatalna. Przemęczyłam się przez tą niedługą, jakby nie było, opowieść omijając kilka stron tu i ówdzie (a dodam, że nie robię tego nigdy; ostatni raz przeskakiwałam przez strony lektur w liceum). Dygresje, w które wpadał głowny bohater były nudne i zdecydowanie za długie. Zresztą cała powieść, której nie mogłam po prostu odłożyć ze względu na niepewne zakończenie, nadaje się raczej na krótkie opowiadanie. </p> <p>Inną książką, która w jakiś sposob mnie zawiodła była “<em>Gra o Tron</em>”. Wiem, że pewnie mocno narażę się wielu fanom G.R.R. Martina, ale szczerze mówiąc nie bardzo rozumiem ten cały zachwyt. Powieść nie wywarła na mnie wrażenia pomimo potężnego potencjału jaki w niej tkwi. Czegoś mi w niej zabrakło. Może za dużo w niej polityki, a trochę za mało magii? Zaczęłam nawet czytać drugą część, ale po kilkudziesięciu stronach straciłam do tej historii całe moje serce. A szkoda.</p> <p align="center"><img style="border-bottom-style: none; border-left-style: none; border-top-style: none; border-right-style: none" class="wlEmoticon wlEmoticon-smile" alt="Smile" src="http://lh6.ggpht.com/-0JL2hQPbKBY/T1wVmNtdQwI/AAAAAAAABwI/sWzVnwNsp8w/wlEmoticon-smile%25255B2%25255D.png?imgmax=800"></p> <p align="left">Ubiegły rok był dla mnie łaskawy, jeśli chodzi o nowo poznanych autorów. Już wiem, że wielu z nich pozostanie ze mną na długo. To własnie w tamtym roku zaczęłam czytać kryminały Henninga Mankella, poznałam fantastyczną Irene Nemirovsky, Kate Atkinson, czy Jo Nesbo. Wyróżnienie należy się także pisarstwu Maurice Druona i jego wspaniałemu cyklowi “<em>Królowie Przeklęci</em>”.</p> <p align="left">Jeżeli miałabym wskazać konkretne faworytki do tytułu najlepszej książki roku 2011, to byłyby to następujące pozycje:</p> <p align="left">1) “<em>Tajemnica Lady Audley</em>”, May Elizabeth Braddon– czyli wiktoriański kryminał napisany przepieknym językiem. Elegancki i nastrojowy.</p> <p align="left">2) “<em>Dziwny Przypadek Psa Nocą</em>”, Mark Haddon – wzruszająca (ale nie smutna) opowieść o autystycznym chłopcu. Niekonwencjonalna i wciągająca.</p> <p align="left">3) “<em>Nocna Zamieć</em>”, Johan Theorin – klimatyczny kryminał, którego akcja osadzona się na szweckiej wyspie Olandii. Skandynawskie pisarstwo najlepszego gatunku.</p> <p align="left">4) “<em>Kobieta w Klatce</em>”, Jussi Adler-Olsen – zauważyłam, że z biegiem lat coraz rzadziej trafiają mi się książki, przez które zarywam noce. Problem ten absolutnie nie dotyczy kryminałów Adlera-Olsena. Nie tylko mało spałam, ale też moje myśli ciągle obracały się wokół powieści, kiedy zmuszona byłam zrobić przerwę w czytaniu. Przerw tych było jednak niewiele, bo książke przeczytałam w tempie błyskawicznym. Dodatkową (i wielką) zaletą jest humor – tak przecież rzadko spotykany w skandynawskich kryminałach… </p> Songkeeperhttp://www.blogger.com/profile/06167213038798145608noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8761476323420344408.post-28935524428222960022012-01-04T20:25:00.004-08:002012-03-10T17:56:22.682-08:00Po przerwieAż strach zaglądać na tego mojego bloga! Ostatni znak życia datowany na koniec października! Pomyśleć można by było, że nie wysadziłam nosa z książek, a prawda jest taka, że przez ostatnie półtora miesiąca nie miałam na nic czasu. Chwała Bogu, że już po Świętach! No dobrze…przyznaję się, że udało mi się znaleźć chwilę, by wrzucić coś na <a href="http://badyneria.blogspot.com/" target="_blank">Badynerię</a>, ale projekt ten w połączeniu z moją współpracą z portalem <a href="http://cameralmusic.pl/" target="_blank">CameralMusic</a> pochłania mnie i inspiruje ostatnio dużo bardziej. Może dlatego, że książkowych blogów, opinii, recenzji jest w sieci całe mnóstwo? O muzyce natomiast, mimo tego, że jest ona przecież dużo mniej intymną rozrywką niż czytanie, pisze się zadziwiająco mało. Albo też ja nie umiem szukać i w takim wypadku uprzejmie proszę o oświecenie.<br />
<br />
Przeczytałam ostatnio, że muzyka jest jednym z najbardziej uniwersalnych języków, zgadzam się z tym, ale jednocześnie zastanawiam się dlaczego tak mało się nią dzielimy, tak mało o niej rozmawiamy. Uporczywie walczę z mitem muzyki klasycznej jako tworu dla wybranych. Zresztą nie tylko klasyczna muzyka odrzucana jest w coraz ciemniejszy kąt, wypierana przez to, co podoba się wszystkim, a jednocześnie nie rusza nikogo. Oszczędzę jednak moim cierpliwym czytelnikom rozwinięcia tej myśli, żeby po prostu się nie powtarzać.<br />
Wracając jednak do książek (żeby nie wyszło, że niechcący przeskoczyłam tematycznie z jednego bloga na drugi) to musze przyznać, że miniony rok uważam za udany. Udało mi się sprostać wyzwaniu z Good Reads i chociaż oczywiście mam ochotę na co najmniej dwa razy tyle książek, to jednak mam świadomość, że ilość i tempo wynikają z mojego stylu życia i stylu czytania. Nie zamierzam się z nikim ścigać, tym bardziej z samą sobą i dlatego mój plan na 2012 rok będzie taki sam.<br />
<br />
Grudniowo-styczniowy przełom to także czas na podsumowania. W tym roku, w przeciwieństwie do lat poprzednich z jakiegoś powodu wolę zamiast tego patrzeć w przyszłość i planować. Dlatego też miałam nie robić podsumowania czytelniczego, ale jedna z moich “fanek” (tak, to o Tobie, Motywatorko!) nie pozostawiła mi wielkiego wyboru…. <img alt="Smile" class="wlEmoticon wlEmoticon-smile" src="http://lh5.ggpht.com/-gI3C4mE5T5Y/TwUmXEdXm6I/AAAAAAAABiM/7J4Ax6Vr0-0/wlEmoticon-smile%25255B2%25255D.png?imgmax=800" /><br />
<br />
Zestawienie pojawi się niedługo.Songkeeperhttp://www.blogger.com/profile/06167213038798145608noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8761476323420344408.post-80006926865701641392011-10-31T19:15:00.000-07:002011-11-02T19:16:40.475-07:00Coś na Halloween, ale niekonwencjonalnie<p>Gdybym wiedziała przed sięgnięciem po "Zawsze mieszkałyśmy w Zamku", że twórczość Shirley Jackson zainspirowała Stephena Kinga, pewnie wiedziałabym też czego się spodziewać po tej krótkiej opowieści. Ale i tym samym ominęła by mnie niespodzianka! Z jakiegoś powodu tytuł skojarzył mi się raczej z romantycznym otoczeniem zakurzonych mebli i porośniętych mchem rozwalających się murów. Szybko okazało się jednak, że tytułowy zamek jest przede wszystkim więzieniem. <p><a href="http://lh3.ggpht.com/-8geWBfffp20/TrH5ha4ETDI/AAAAAAAABaQ/6vwhAVYkEEk/s1600-h/we-have-always-lived-in-the-castle-deluxe%25255B3%25255D.jpg"><img style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; display: block; float: none; margin-left: auto; border-top: 0px; margin-right: auto; border-right: 0px; padding-top: 0px" title="we-have-always-lived-in-the-castle-deluxe" border="0" alt="we-have-always-lived-in-the-castle-deluxe" src="http://lh4.ggpht.com/-y3h_5qSSg7E/TrH5hhgA3YI/AAAAAAAABaY/HNs6FSCQ6ws/we-have-always-lived-in-the-castle-deluxe_thumb.jpg?imgmax=800" width="164" height="244"></a> <p>Zamek chroni mieszkające w nim siostry Blackwood przed ostracyzmem. Spowodowany jest on pewnym wydarzeniem sprzed kilku lat, kiedy to pozostała część rodziny została otruta przy niewinnym, niedzielnym obiedzie. Mimo upływu czasu sprawa pozostaje niejasna, a nieustająca niechęć, a wręcz nienawiść mieszkańców pobliskiego miasteczka sprawia, że starsza siostra, Constance nigdy nie wychodzi z domu, a młodsza Mary Katherine (Merricat) ucieka w świat guseł i czarów, a jej najbliższym przyjacielem jest kot. Ostatnim mieszkańcem "zamku" jest wpół-szalony wuj Julian. Na początku wydaje się, że powrót do normalności jest kwestią czasu. Za namową sąsiadki - jedynej osoby, która odwiedza "zamek", starsza siostra rozważa przekroczenie progu domu, który do tej pory chronił ją przed ludzkimi językami i nieukrywaną niechęcią. Wkrótce jednak pojawia się jeszcze jeden, bardziej niespodziewany gość. Jego wizyta, która od początku nie wróży niczego dobrego, kończy się bardzo burzliwie. Bo okazuje się, że wystarczy mała iskra by rozniecić ognień ludzkiej nienawiści, który zdawał się powoli przygasać. <p>"Loteria" to z kolei opowiadanie o tym, czym zakończyła się pewna z pozoru niewinna loteria przeprowadzana co roku w małej wiosce zagubionej gdzieś pośród pól kukurydzy. Nowela ta po raz pierwszy ukazała się w czerwcu 1948 roku w magazynie <em>New Yorker</em>. Co ciekawe odbiór opowiadania był nader negatywny, co zaskoczyło tak pisarkę jak i wydawców magazynu. Wielu czytelników odwołało prenumeratę <em>New Yorker'a</em> tego lata, a pisarka (jak na ironię) otrzymała w tym czasie wiele przepełnionych nienawiścią listów. Dzisiaj "Loteria" uznawana jest za klasykę i od wielu lat omawia się ją w amerykańskich szkołach. <p><a href="http://lh4.ggpht.com/-iZcqS7UPdZI/TrH5h8nDT-I/AAAAAAAABag/O_cDlEiCX7M/s1600-h/10670221%25255B3%25255D.jpg"><img style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; display: block; float: none; margin-left: auto; border-top: 0px; margin-right: auto; border-right: 0px; padding-top: 0px" title="10670221" border="0" alt="10670221" src="http://lh5.ggpht.com/-SdoMO1TbPec/TrH5iI_jraI/AAAAAAAABao/jOyHwnn0SAY/10670221_thumb.jpg?imgmax=800" width="221" height="244"></a> <p>Elementem, który łączy obie książki jest na pewno nastrój napięcia, ale też i pytanie, do czego zdolny jest człowiek, kiedy czuje za plecami poparcie grupy. W tłumie człowiek traci swoją indywidualność, chętnie przenosi co najmniej część odpowiedzialności za własne czyny i myśli na innych. Wspólnota ujawnia to, co w człowieku słabe i złe, dając jednocześnie iluzję siły i bezkarność. Niestety historia ludzkości jest pełna przykładów na to, że takie postawy nie są jedynie wytworem literackiej wyobraźni. </p> Songkeeperhttp://www.blogger.com/profile/06167213038798145608noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8761476323420344408.post-78415514607857618112011-10-29T18:06:00.000-07:002011-11-02T18:11:24.707-07:00Historia pewnego małżeństwa<p>Pierwszy śnieg bywa bajeczny, zwłaszcza gdy przykrywa nieśpiesznie grudniową ziemię, rozścielając dywan pod przybycie puchatej choinki. W październiku, miesiącu pomarańczowej królowej – dyni, kiedy to dzieciaki przygotowują kostiumy i śnią o słodyczach, śnieg jest niczym innym jak przygnębiającą zapowiedzią długiej zimy. Już wczoraj zrobiło się niezwykle zimno jak na tą porę roku, a dzisiaj pozłacany dywan liści przykryła breja śniegu i deszczu. W taki smętny dzień trudno znaleźć energię na coś innego jak czytanie i regularne spacery do kuchni po kolejną gorącą herbatę. Może to właśnie ten przedwcześnie zimowy chłód sprawił, że trudno mi było wykrzesać parę ciepłych myśli na temat książki, którą właśnie dziś dokończyłam czytać. <p><a href="http://lh5.ggpht.com/-H9FiYrO8QUg/TrHqO01sXpI/AAAAAAAABaA/VAJwuu5xgss/s1600-h/9780312428280%25255B3%25255D.jpg"><img style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; display: block; float: none; margin-left: auto; border-top: 0px; margin-right: auto; border-right: 0px; padding-top: 0px" title="9780312428280" border="0" alt="9780312428280" src="http://lh5.ggpht.com/-rp4oGDOOI38/TrHqPH0DC4I/AAAAAAAABaI/3ytGdRsw2Bw/9780312428280_thumb%25255B1%25255D.jpg?imgmax=800" width="108" height="160"></a> <p>“The Story of a Marriage” rzeczywiście wywołuje momentami skojarzenia z “Drogą do Szczęścia”, ale jednocześnie pojedynek ten według mnie przegrywa. W obu powieściach motyw przewodni – małżeństwo – osadzone zostało w ciekawej scenerii amerykańskiego przedmieścia lat pięćdziesiątych. I na tym właściwie podobieństwo się kończy. <p>Oczekiwałam lektury trzymającej mnie w napięciu, szokującej tajemnicy i paru zwrotów akcji. Zamiast tego książka zaskoczyła mnie, ale mam wrażenie, że nie tym, czym powinna. Największa tajemnica małżeństwa Pearlie i Hollanda, która jest jednocześnie rdzeniem historii, wcale nie jest takim wielkim zaskoczeniem, ujawniona zostaje zresztą dosyć wcześnie. Potem dzieje się niewiele, aż do zakończenia, które wydaje się po prostu jednym z możliwych wariantów, czyli jednym słowem tak naprawdę nie zaskakuje. <p>Przyznam, ze książka napisana jest ładnie. Liryczność, na którą powołuje się wielu recenzentów jest właściwie jej najmocniejszą stroną. Najsłabszą wydaje mi się fabula, która w pewnym momencie wydała się za bardzo "rozciągnięta" i postacie, które mnie osobiście nie przekonały. Może gdyby autorka powieści była czarnoskórą pisarką, postać Pearlie byłaby bardziej prawdziwa? A tak brakowało jej, według mnie, integralności. Trudno mi uwierzyć, że w czasach kiedy różnice pomiędzy białymi i czarnymi były bardzo głębokie, istniał ktoś taki jak Pearlie, ktoś w kim jest tak niewiele afroamerykańskiej tożsamości. Myślę, że to szokuje o wiele bardziej niż tajemnica, którą skrywają małżonkowie, w dodaktu każde z osobna. O Hollandzie wiemy właściwie bardzo niewiele, tylko tyle ile zdołamy się dowiedzieć od Pearlie, która kilka razy powtarza, że "nie znamy tych, których kochamy". Nie znamy? A może nie dajemy sobie i tej drugiej połówce szansy na to poznanie? Uciekamy przed prawdą, ale ona - jak to ona - najczęściej wyłazi szczelinami i w kończu nas dopada. W przypadku Pearlie kij ten ma jednak dwa końce, bo przecież prawda równie dobrze może nas zranić, jak i przynieść ulgę. <p>Biorąc pod uwagę tytuł spodziewałam się przede wszystkim literackiego studium małżeństwa. Zamiast tego dostałam opowieść o wszystkim po trochu: o powojennej amerykańskiej paranoi, o społecznych nierównościach, o nietolerancji wobec homoseksualizmu, no i wreszcie o kobietach wychowanych w pokorze i żonach cierpiących w milczeniu. Zresztą sam autor w pewnym momencie dochodzi do podobnego wniosku i stwierdza, że: “<em>To jest opowieść o wojnie. Chociaż nie tak miało być. Rozpoczęła się opowieścią o miłości, opowieścią o małżeństwie, wojna jednak przyczepiła się do niej jak rozbite szkło</em>”. <p>Nie jest to zła książka, a już na pewno nie jest to źle napisana książka. Ale mimo wszystko żal mi trochę czasu, który mogłam poświecić na bardziej interesującą historię - taką, która w przeciwieństwie to powieści Greera, zostałaby ze mną na dłużej. Songkeeperhttp://www.blogger.com/profile/06167213038798145608noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8761476323420344408.post-25196933223169807012011-10-24T17:12:00.000-07:002011-10-27T07:40:03.305-07:00StrandWycieczka do Nowego Jorku okazała się bardzo przyjemna. Jesienna pogoda dopisała, towarzystwo też niczego sobie. Nawet chiński autobus okazał się interesującą przygodą (i kursem cierpliwości). Od mojej ostatniej wizyty Nowy Jork wydaje się być jeszcze bardziej zatłoczony i zastanawiam się o ile bardziej może być zatłoczony, zanim z hukiem pęknie w szwach. Po pierwszym, lekko ogłuszającym wrażeniu (jakbym zapomniała jak prędko życie się toczy w tej metropolii) z przyjemnością chłonęłam atmosferę tego jedynego w swoim rodzaju miasta, w którym bohema spaceruje rękaw w rękaw z wypolerowanymi właścicielami wielomilionowych apartamentów tuż ponad. <br />
<br />
Gdyby to był mój pierwszy raz na Manhattanie, pewnie napisałabym o wizytówkach miasta, na czele z kultowym Times Square (który zdecydowanie warto zobaczyć nocą). Tym razem jednak cała moja radość skupiła się na miejscu równie kultowym – antykwariacie Strand.<br />
<br />
Dzieje księgarni sięgają roku 1927, kiedy to Ben Bass postanowił otworzyć kolejny, 48 z kolei, sklep z książkami w okolicy znanej od schyłku XIX wieku jako <em>Book Row</em>. Dzisiaj Strand jest jedyną pamiątką tamtej ery. W latach siedemdziesiątych, nagrodzony Pulitzerem George Will tak opisał antykwariat: “<em>8 mil wartych zachowania w tym mieście znajduje się na skrzyżowaniu ulic 12-tej i Broadway. Są to zawalone książkami półki księgarni Strand”. </em><br />
<br />
<a href="http://lh4.ggpht.com/-iIjVPP7dw1Y/Tqiiu2a03BI/AAAAAAAABX0/daCnlBYFmAc/s1600-h/WP_000372%25255B2%25255D.jpg"><img alt="WP_000372" border="0" height="184px" src="http://lh6.ggpht.com/-e9Rt0q8JpbA/TqiivDEtnJI/AAAAAAAABX8/MHKwlWCv3M8/WP_000372_thumb.jpg?imgmax=800" style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; border-right: 0px; border-top: 0px; display: block; float: none; margin-left: auto; margin-right: auto; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px;" title="WP_000372" width="244px" /></a><br />
<br />
Dzisiaj Strand imponuje 18 milami książek i wielką (jak na nowojorskie standardy) powierzchnią, na którą składają się cztery piętra zastawione półkami. Główne, pierwsze piętro księgarni zajmuje literatura piękna, kryminały, poezja, książki historyczne i kucharskie, a także stoisko z pamiątkami.<br />
<a href="http://lh5.ggpht.com/-cRs6k4_DppU/TqiivsAeJUI/AAAAAAAABYE/azyAJbJJ_dg/s1600-h/WP_000373%25255B3%25255D.jpg"><img alt="WP_000373" border="0" height="184px" src="http://lh5.ggpht.com/-JBEneHL3hGc/Tqiivxx9amI/AAAAAAAABYM/IMQ83MByXfc/WP_000373_thumb.jpg?imgmax=800" style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; border-right: 0px; border-top: 0px; display: inline; margin-left: 0px; margin-right: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px;" title="WP_000373" width="244px" /></a> <a href="http://lh5.ggpht.com/-5TvYlfoS8RM/TqiiwZ7PMRI/AAAAAAAABYU/_k1xYad1pnQ/s1600-h/WP_000377%25255B3%25255D.jpg"><img alt="WP_000377" border="0" height="244px" src="http://lh5.ggpht.com/-2CnfrMNEcO8/TqiiwsaGnJI/AAAAAAAABYc/mJGQV2kEkdM/WP_000377_thumb.jpg?imgmax=800" style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; border-right: 0px; border-top: 0px; display: inline; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px;" title="WP_000377" width="184px" /></a><br />
<br />
Piętro niżej znajdziecie, między innymi, książki podróżnicze i literaturę zakazaną.<br />
Drugie piętro zajmują: komiksy, literatura dziecięca, sztuka, fotografia, moda i architektura.<br />
Trzecie piętro w całości zajmują książki rzadkie i cenne. <br />
<br />
<a href="http://lh6.ggpht.com/-_IrLCPSNgY4/TqiixHOBXcI/AAAAAAAABYk/TdrmjTIt4fM/s1600-h/WP_000380%25255B2%25255D.jpg"><img alt="WP_000380" border="0" height="184px" src="http://lh4.ggpht.com/-s1M2VUZiP_E/Tqiixdf6P_I/AAAAAAAABYs/XyZT_Fms2P8/WP_000380_thumb.jpg?imgmax=800" style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; border-right: 0px; border-top: 0px; display: inline; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px;" title="WP_000380" width="244px" /></a> <a href="http://lh3.ggpht.com/-gXqO0QJ03ro/TqiixoUkiOI/AAAAAAAABY0/L_tH3gZFkj8/s1600-h/WP_000379%25255B2%25255D.jpg"><img alt="WP_000379" border="0" height="184px" src="http://lh6.ggpht.com/-YBH2YJIMQFE/TqiiyNEhxDI/AAAAAAAABY8/SFbh_pImBDE/WP_000379_thumb.jpg?imgmax=800" style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; border-right: 0px; border-top: 0px; display: inline; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px;" title="WP_000379" width="244px" /></a><br />
<br />
Oprócz typowej działalności prowadzonej przez tą księgarnię/antykwariat, Strand oferuje kilka ciekawych usług skierowanych do zabieganych nowojorczyków. Pierwszą jest tzw. “Book by Foot”, czyli “Książki na stopy”. Jest to nic innego, jak kompletowanie prywatnych bibliotek, które można zakupić lub wypożyczyć. Co wiecej Strand oferuje też pomoc w skompetowaniu zbiorów tematycznych, bądź też według autora. Oprócz sprzedaży księgarnia prowadzi także płatną bibliotekę, a ostatnie piętro można wynając na różnego rodzaju spotkania, a nawet przyjęcia.<br />
<br />
Jeśli chodzi o mnie, to nigdy bym nie zleciła komuś innemu tego, co mi samej sprawia tyle przyjemności. Chociaż szperanie w tak wielkim antykwariacie jest nie lada wyzwaniem. W pewnym momencie zabrakło mi rąk (do których co raz coś po drodze chyłkiem wpadało) i dostałam wózek. Od tej pory śmigałam pomiędzy regałami i piętrami aż miło (na szczęście była winda).<br />
<br />
Biorąc pod uwagę to, że do domu daleko, obiecałam sobie (obiecanki-cacanki), że będę uważać z ilością zakupionych książek. Niskie ceny i wybór przekonał mnie jednak do tego, że człowiek niejedną potrafi znieść niewygodę w imię wyższej konieczności. Tylko uczucie niedosytu uświadamia mi, że mogło być gorzej. Chociaż i tak na wszelki wypadek postanowiłam nie przyznawać się do zakupów. Zawsze przecież mogę powiedzieć, że pożyczyłam… Na szczęście małżonkowi znudziła się chyba ta dwudniowa samotność, bo chwycił od razu za torbę i o nic nie pytał. <img alt="Smile" class="wlEmoticon wlEmoticon-smile" src="http://lh3.ggpht.com/-HhZJ_Vc3WqQ/TqiiyRHZX4I/AAAAAAAABZE/SPtw9j3SfCE/wlEmoticon-smile%25255B2%25255D.png?imgmax=800" style="border-bottom-style: none; border-left-style: none; border-right-style: none; border-top-style: none;" /><br />
A oto co znalazłam:<br />
<br />
<a href="http://lh6.ggpht.com/-CBzpe6B74fA/TqiiykMHq-I/AAAAAAAABZM/XImYAj11sG0/s1600-h/IMG_9814%25255B3%25255D.jpg"><img align="left" alt="IMG_9814" border="0" height="337px" src="http://lh3.ggpht.com/-l-p-wJYrduE/TqiizMf-kFI/AAAAAAAABZY/eJZq_PpLits/IMG_9814_thumb%25255B1%25255D.jpg?imgmax=800" style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; border-right: 0px; border-top: 0px; display: inline; float: left; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px;" title="IMG_9814" width="254px" /></a><br />
<strong>“Firewall” (“Zapora”) – Hanning Mankell</strong>, czyli kolejna kolejna odsłona szwedzkiego kryminału z Kurtem Wallanderem w roli głównej.<br />
<strong>“The Pianoshop on the Left Bank” – Thaddeus Carhart</strong>, czyli pamiętnik z Paryżem na pierwszym i pianinem na drugim planie.<br />
<strong>“The Legacy” – Katherine Webb</strong>, <a href="http://miastoksiazek.blox.pl/2011/09/Rodzinna-saga-calkiem-przyzwoita.html" target="_blank">polecana przez Padmę</a> powieść autorki o (żeby było ciekawiej) identycznym nazwisku jak moje <img alt="Smile" class="wlEmoticon wlEmoticon-smile" src="http://lh3.ggpht.com/-HhZJ_Vc3WqQ/TqiiyRHZX4I/AAAAAAAABZE/SPtw9j3SfCE/wlEmoticon-smile%25255B2%25255D.png?imgmax=800" style="border-bottom-style: none; border-left-style: none; border-right-style: none; border-top-style: none;" /><br />
<strong>“Brideshead Revisited” (“Znowu z Brideshead”) – Evelyn Waugh.</strong> Anglia dwudziestolecia międzywojennego. Klasyka.<br />
<strong>“Suite Francaise” (“Francuska Suita”) – Irene Nemirovsky</strong>. Będąc pod urokiem opowiadań tej tragicznie zmarłej autorki postanowiłam sięgnąć po jej najbardziej znaną powieść. <br />
<strong>“Brat Farrar” (“Bartłomiej Farrar”) – Josephine Tey</strong>. Jeden z kryminałów autorki “Córki Czasu”. <br />
<strong>“The Story of a Marriage” – Andrew S. Greer.</strong> Poszukiwana po jeszcze jednej zachęcającej <a href="http://miastoksiazek.blox.pl/2010/11/Wydaje-nam-sie-ze-znamy-tych-ktorych-kochamy.html" target="_blank">recenzji Padmy</a>.<br />
<strong>“The Devil’s Star” (“Pentagram”)– Jo Nesbo</strong>, czyli czas poznać kolejnego (i to bardzo chwalonego) autora skandynawskich kryminałów. Przyznać muszę, że zdziwiło mnie to, jak niewiele skandynawskich autorów udało mi się znaleźć w Strand. Czy świadczy to o tym, że kryminały te są aż tak popularne, czy wręcz przeciwnie?<br />
<strong>“Clair de Lune” Pierre’a La Mure,</strong> autora “Moulin Rouge”. Opowieść o Claude Debbussy’m i <em>belle epoque</em>.<br />
<strong>“The Discovery of Heaven” (“Odkrycie Nieba”) – Harry Mulisch,</strong> jedna z najgłośniejszych pozycji powojennej literatury europejskiej.Songkeeperhttp://www.blogger.com/profile/06167213038798145608noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-8761476323420344408.post-35740072951999029902011-10-20T17:44:00.000-07:002011-10-28T11:22:24.692-07:00Football’owa RefleksjaAmerykański sezon sportowy na bieganie za piłką w pełni, a ja w swej aspołecznej i zapewne niepoprawnej politycznie ignorancji w myślach cytuję prof. Chomsky’ego: <br />
<em>Jest oczywistym to, że profesjonalny sport, taki sport, w którym nie bierzemy bezpośredniego udziału, odgrywa w społeczeństwie istotną rolę (…) Bez wątpienia przyciąga on ogromną uwagę (…).</em> <br />
<em>Polityka jest jedną z tych rzeczy w życiu społecznym, w którą możemy zaangażować się wykorzystując naszą inteligencję. Ludzie nie traktują jednak swojego udziału w niej poważnie. A skoro tak, to szukają innych dziedzin, w które mogliby włożyć energię i którymi mogliby zając myśli. Jedną z tych rzeczy jest sport. Na naszą rzeczywistość składają sie: mało interesująca praca, brak jakiegokolwiek kreatywnego zajęcia pod ręką, kiczowata kultura, której jesteśmy biernymi obserwatorami, i wreszcie życie polityczno-społeczne, które jest poza naszym zasięgiem, bo należy do bogatych. Cóż więc pozostaje? No więc tym, co nam pozostaje jest sport, któremu poswiecamy wiele uwagi, inteligencji i pewności siebie. Myśle, że ogólnie rzecz biorąc do tego właśnie sprowadza się jego najważniejsza funkcja społeczna. Co oczywiście tłumaczy powód dla którego pewne dyscypliny sportowe w tak wielkim stopniu wspierane są przez najbardziej wpływowe instytucje. (…)</em> <br />
<a href="http://lh4.ggpht.com/-sBl5iJSxSLM/TqDEuIRL7wI/AAAAAAAABW0/chjSn-BRHRI/s1600-h/football-fans_%2525281%252529%25255B2%25255D.png"><img alt="football-fans_(1)" border="0" height="192px" src="http://lh4.ggpht.com/-TtfkeWnrz0o/TqDEuqHp7NI/AAAAAAAABW8/prZAwwpkRLM/football-fans_%2525281%252529_thumb.png?imgmax=800" style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; border-right: 0px; border-top: 0px; display: block; float: none; margin-left: auto; margin-right: auto; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px;" title="football-fans_(1)" width="244px" /></a> <br />
<em>Sporty mają jeszcze inną , użyteczną funkcję. Są one wspaniałym sposobem na wyhodowanie szowinizmu. Pielęgnowana od wczesnych lat irracjonalna wierność drużynom sportowym sprzyja wykształceniu szowinistycznych postaw, które potem z łatwością przenoszą się na inne sfery (…). Dlaczego ma nas ekscytować to, że nasza drużyna piłkarska wygrywa i z jakiej racji płaczemy nad jej porażką? (…) To irracjonalne przywiązanie do nie mającej większego znaczenia zbiorowości, jest niczym innym jak treningiem subordynacji względem władzy i treningiem szowinizmu. Podziwiamy tych nowoczesnych gladiatorów za to, że potrafią robić rzeczy, których zwyczajny śmiertelnik zrobić nie jest w stanie, (…) co nie przeszkadza nam traktować tego, mimo wszystko, jako wzoru do naśladowania. Do tego jeszcze gladiatorzy Ci walczą w naszym imieniu, dlatego też należy im się z naszej strony słuszny doping. (…) A tak naprawde to jest to nic innego jak: irracjonalna rywalizacja, irracjonalna lojalność w stosunku do systemów władzy i bierne przyzwolenie na raczej marne wartości. Właściwie trudno sobie wyobrazić, że coś mogłoby bardziej przyłożyć się do autorytatywnych postaw, angażując w to jednocześnie ludzką inteligencję i odciągając uwagę od innych rzeczy.</em> <br />
<a href="http://lh3.ggpht.com/-xHeFL2EWkWU/TqDEvoe8hqI/AAAAAAAABXE/-LkNt0XR2ec/s1600-h/images%25255B2%25255D.jpg"><img alt="images" border="0" height="179px" src="http://lh6.ggpht.com/-uILfV0Z-yIw/TqDEv3uGiUI/AAAAAAAABXM/_GIw3mgElq8/images_thumb.jpg?imgmax=800" style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; border-right: 0px; border-top: 0px; display: block; float: none; margin-left: auto; margin-right: auto; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px;" title="images" width="244px" /></a> <br />
<em>Spoglądając na całość tego fenomenu, trudno oprzeć się wrażeniu, że gra on istotną społeczną rolę (…) jest on częścią całego system indoktrynacji i propagandy, i jako taki warty jest bliższej analizy.</em> <br />
<br />
<a href="http://lh6.ggpht.com/-wh8NFE8yv8M/TqDEwZt8sjI/AAAAAAAABXU/LUCzvE9q_R4/s1600-h/chomsky21%25255B8%25255D.jpg"><img align="left" alt="chomsky21" border="0" height="141px" src="http://lh5.ggpht.com/-BVfQVV_6CsU/TqDEw9GNgQI/AAAAAAAABXc/8XPEEl6GxLw/chomsky21_thumb%25255B6%25255D.jpg?imgmax=800" style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; border-right: 0px; border-top: 0px; display: inline; float: left; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px;" title="chomsky21" width="97px" /></a> Źródło:<br />
<h2> <strong>“Understanding power. The Indispensable Chomsky”, </strong></h2><h2> Edited by Peter R. Mitchell and John Schoeffel, </h2><h2> New York, 2002, str. 98-100. </h2>Songkeeperhttp://www.blogger.com/profile/06167213038798145608noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8761476323420344408.post-11478980354907519002011-10-16T18:18:00.000-07:002011-10-20T18:21:42.045-07:00Melodie na jesień na BADYNERII<p> <p><a href="http://badyneria.blogspot.com/2011/10/czas-rozpalic-piecczyli-melodie.html" target="_blank"><img style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; display: inline; float: left; border-top: 0px; border-right: 0px; padding-top: 0px" title="Melodie na jesień" border="0" alt="Melodie na jesień" align="left" src="http://lh4.ggpht.com/-GTianvBW7DU/TqDIW1XQJZI/AAAAAAAABXk/7uanEA2qb3o/Autumn%252520Leaves%25255B3%25255D.jpg?imgmax=800" width="244" height="184"></a> <p> Wystarczy kliknąć na zdjęcie… <img style="border-bottom-style: none; border-right-style: none; border-top-style: none; border-left-style: none" class="wlEmoticon wlEmoticon-smile" alt="Smile" src="http://lh4.ggpht.com/-h0d8WtQlB8Q/TqDIW5-AzcI/AAAAAAAABXs/mMB__dsQZEU/wlEmoticon-smile%25255B2%25255D.png?imgmax=800"></p> Songkeeperhttp://www.blogger.com/profile/06167213038798145608noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8761476323420344408.post-61611170620397603332011-10-09T10:13:00.000-07:002011-10-09T10:13:00.794-07:00Cytat Dnia [Hrabina Ranfurly]<p>“Wydawać by się mogło, że nad Jerozolimą ciąży klątwa – tak rzadko spotykam tutaj szczęśliwych ludzi. Napięta atmosfera dotyczy nie tylko religii; wydawać by się mogło, że wielowiekowe niepokoje są ciągle żywe. Myśli te wynikają być może z mojego własnego smutku, chociaż podejrzewam, że Jerozolima na zawsze pozostanie miejscem konfliktu”.</p> <p><em>“It seems (…) that there is a curse on Jerusalem – I so seldom meet anyone who is happy here. There is a tense atmosphere, not only over religions but as if turmoils of centuries are still alive. Perhaps these thoughts stem from my own sadness, yet I suspect Jerusalem must remain, for ever, a place of conflict”.</em></p> <p>Hrabina Ranfurly, 8 październik 1941 r. (Jerozolima)<br>Antologia “The Assassin’s Cloak” Songkeeperhttp://www.blogger.com/profile/06167213038798145608noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8761476323420344408.post-65299897057336748802011-10-08T09:50:00.001-07:002011-10-08T09:55:47.517-07:00Cytat Dnia [H.C. Robinson]“Przyjemność dnia nie powinna być mierzona wielkością miejsca jake zajmuje on w tym dzienniku”.<br />
<br />
“<em>The pleasure of the day is not to be measured by the small space it occupies in this journal”.</em><br />
<br />
Henry Crabb Robinson, 7 październik 1826 r.<br />
Antologia “The Assassin’s Cloak”Songkeeperhttp://www.blogger.com/profile/06167213038798145608noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8761476323420344408.post-3742028855867481742011-09-20T10:19:00.000-07:002011-09-27T11:01:20.570-07:00World Book Night (Światowa Noc Książki) - 2012Coż za miła wiadomość! World Book Night - wydarzenie które obserwowałam wiosną tego roku w Anglii, zainicjowane zostanie także na kontynencie amerykańskim. I to już za parę miesięcy - 23 kwietnia 2012 toku. Będzie więc na co czekać w długie i markotne zimowe popołudnia (oprócz wiosny jako takiej, oczywiście). Wydawców zachęciło zapewne to, że w wyniku akcji sprzedaż książek, które uczestniczyły w WBN wzrosła o 60%. Organizatorzy już uzyskali wsparcie ze strony czołowych graczy, takich jak Barnes & Noble i Ingram. Planowany milion książek ma być rozdany przez 40,000 ochotników w kilku różnych miastach. Domyślam się, że Nowy Jork jest na czele tej listy, ale też mam nadzieje, że znajdzie się też miejsce dla Filadelfii... <br />
Wkrótce ma się ukazać lista 100 książek, z których w listopadzie wybranych zostanie 25 tytułów.<br />
Organizatorzy mają świadomość tego, że rozdanie miliona książek w jeden dzień to nie lada wyzwanie, ale też liczą na wsparcie mediów. A wszystko to w nadzieji, że akcja zmieni podejście do książek jako przedmiotów przestarzałych, niemodnych, które przecież jakby nie było są niezaprzeczalną częścią naszego fundamentu kulturowego.Songkeeperhttp://www.blogger.com/profile/06167213038798145608noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8761476323420344408.post-92135079560209213712011-09-18T09:10:00.001-07:002011-10-08T09:54:30.863-07:00Cytat dnia [H.D. Thoreau]“Doktor Barlett wręczył mi dzisiaj gazetę, pragnąc abym wyłożył na pomnik Horacego Manna. Odmówiłem, i powiedziałem, że myślę, że po swojej śmierci człowiek nie powinien już więcej zabierać miejsca na ziemi.”<br />
<br />
<em>“Dr Bartlett handed me a paper to-day, desiring me to subscribe for a statue to Horace Mann. I declined, and said that I thought a man ought not more to take up room in the world after he was dead”.</em><br />
<br />
H.D. Thoreau, 18 września 1859 r.<br />
Antologia “The Assassin’s Cloak”Songkeeperhttp://www.blogger.com/profile/06167213038798145608noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8761476323420344408.post-23486648399105192552011-09-17T13:38:00.000-07:002011-09-30T08:53:55.424-07:00Ciemno wszędzie, głucho wszędzie–czyli subiektywnie o lekturachDo tematu lektur szkolnych mam podejście dysyć emocjonalne. Nigdy nie lubiłam jak ktoś na siłę przekonywał mnie do takiej, albo innej ideologii, a tak właśnie czułam się za każdym razem kiedy czekało mnie przymusowe opracowywanie dzieł literackich, których nie miałam ochoty i nie byłam w stanie czytać. Nie będę nawet wnikać w szkodliwość przysłowiowego “co autor miał na myśli”, bo nie o sposobie opracowywania, ale o samym kanonie lektur chciałabym dzisiaj napisać.<br />
Do przemyśleń na ten temat skłonił mnie znakomity artykuł Janusza Rudnickiego z pierwszego numeru magazynu “Książki”. Niektóre “perełki” pozwolę sobie zacytować, bo wielka szkoda, żeby nie dotarły one do szerszego grona czytelników mieszkających poza granicami Polski (mam nadzieje, że wkrótce magazyn ten będzie dostępny przynajmniej w wersji elektronicznej).<br />
Według Rudnickiego szkoła truje lekturami, utwierdzając w przekonaniu wielu młodych ludzi, że czytanie to nic innego, jak żmudna droga przez mękę. Oczywiście w ten sposób skutecznie i długotrwale zabijaja się chęć do czytania czegokolwiek.<br />
<br />
<a href="http://lh3.ggpht.com/-_TW3rZLBnPk/TnZWuwqlqPI/AAAAAAAABQo/VpdCSIK3Q74/s1600-h/bad-books-illustra_1671130c%25255B2%25255D.jpg"><img alt="bad-books-illustra_1671130c" border="0" height="154px" src="http://lh6.ggpht.com/-GYc_qJntrt4/TnZWvMhbsaI/AAAAAAAABQs/ihTn5Fc3vp8/bad-books-illustra_1671130c_thumb.jpg?imgmax=800" style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; border-right: 0px; border-top: 0px; display: block; float: none; margin-left: auto; margin-right: auto; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px;" title="bad-books-illustra_1671130c" width="244px" /></a><br />
<br />
A wszystko zaczyna się od indoktrynacji (czyli wypychania nieświadomych główek sztucznym patriotyzmem):<br />
<em>…Zasmarkane jeszcze szczeniaki wchodzą po raz pierwszy do klasy i od razu dowiadują się, kim są (Polakami), czym jest Polska (wszystkim), w co mają wierzyć (w Polskę) i co są jej winni (życie). “Kto ty jesteś?” – to wierszyk na poziomie twórczości plemiennej (…). Ich szczęście (tych dzieci), że w tym wieku jeszcze raczej tępawe, bo wyszłyby z pierwszej klasy ze schizofrenią. Bo zaraz dowiadują się, kim jest Bóg (wszystkim), w co mają wierzyć (w Boga) i jakie zajmuje on miejsce w życiu człowieka (całe). </em><br />
<br />
A przecież lista lektur szkolnych na tym etapie nie wygląda na pierwszy rzut oka tak źle: Pan Kleks, Dzieci z Bullerbyn, Kubuś Puchatek, Koziołek Matołek i Doktor Dolittle (którego – żeby było ciekawiej - w niektórych krajach ocenzurowano ze względu na niepoprawne politycznie sformułowania względem murzynka Bambo). No i czym się tu bulwersować? Zniknęły przecież takie straszydła jak: Antek, Anielka, Nasza Szkapa, czy Janko Muzykant. Czyżby wreszcie ktoś poszedł po olej do głowy i zrozumiał, że makabra w postaci dziecka wkładanego półżywcem do pieca chlebowego, albo umęczonego na śmierć zwierzęcia jest dla wrażliwego młodego umysłu co najmniej zbędna, żeby nie powiedzieć traumatyczna? A może chodzi o to, żeby zaszokować tak, by sceny te wyryły się w pamięci na całe życie? To dopiero nazywa się pisarski wyczyn! Z kanonu, który ja sama pamiętam z tamtego okresu zachowała się jednak – jak się okazuje nieśmiertelna – sierotka Marysia, która na spółkę z nowatorskimi (ale religijnie przytłaczającymi) Patykami i Patyczkami ks. Twardowskiego rzeźbi światopogląd małych czytelników.<br />
<br />
<em>Lektury uzupełniające uzupełnią obraz powyższego świata, czyli Polski, czyli świata, o rzecz fundamentalną. Otóż cały świat, czyli Polska, to jedna wielka wiocha. (Z wyjątkiem jednego miasta, ale ono sie nie liczy, bo ono w ”Gdy miasto śpi” śpi). Co świadczy dobitnie o naszej proweniencji. Jej świadkiem koronnym jest słonko w “Co słonko widziało” Konopnickiej. W raporcie o ziemi widzianej z góry, słonko nie dostrzegło ani jednego miasta. Nie ma nawet najmniejszej o nim wzmianki, co oznacza, że albo go naprawde nie ma, albo słonko jest ślepe na jedno oczko. </em><br />
<br />
A co się dzieje, kiedy dzieciaki ostatecznie wyrastają z ciepłych pieleszy? Otóż zaczyna być strasznie:<br />
<em>Wakacje letnie</em> – pisze Rudnicki - <em>są w jednej strony za długie. Z drugiej za krótkie na kurację po lekturach podstawówki i bolesne przejście do gimnazjum. Tym bardziej, że zaraz powieje w nim grozą: “Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, Co to będzie, co to będzie” – Nic nie będzie. Między niebem a ziemią pałętać się będą jakieś duchy. Lekkie, pośrednie, ciężkie, trochę jak kategorie wagowe w boksie.</em><br />
<br />
<a href="http://lh5.ggpht.com/-3UW9VMQtsUk/TnZWvZdR18I/AAAAAAAABQw/F51bIzDXODE/s1600-h/DZIADY%25257E1%25255B3%25255D.jpg"><img alt="DZIADY~1" border="0" height="240px" src="http://lh4.ggpht.com/-W1tbHdpUZ2E/TnZWvuGz5xI/AAAAAAAABQ0/yA6j3EEsFKM/DZIADY%25257E1_thumb%25255B1%25255D.jpg?imgmax=800" style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; border-right: 0px; border-top: 0px; display: block; float: none; margin-left: auto; margin-right: auto; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px;" title="DZIADY~1" width="329px" /></a><br />
<br />
I dalej pisze:<br />
<em>Wytrzymać tego nie można. Tych wszystkich “Bursztynów”, “Kamieni” (na szaniec), “Balladyn” (…), tej “Zemsty” z podkręconym jak wąs tępego szlachciury zidiociałym humorem, tych papierowych “Syzyfowych Prac”, których tytuł adekwatnie puentuje to, co lansować chce wśród uczniów ciało pedagogiczne.</em><br />
<em></em><br />
<br />
I znowu dostaje się Mickiewiczowi za te “Dziady”, które ciągną się za uczniem przez kolejne etapy edukacyjne jak nieleczona grypa:<br />
<em>“Dziady, cz. III”? Patos tak pretensjonalny, że jakby ode mnie zależało, wtedy, w ‘68, również ściągnąłbym je z afisza. Czkawki chrystusowej można tu dostać, Chrystus Chrystusa Bogiem tu pogania. I jeszcze ta nieszczęsna biała szata, którą naród polski po wniebowstąpieniu, jak na Chrystusa przystało, pokrywa inne narody (w sensie wyzwala). Ta duchowa i artystyczna pornografia nadaje się dziś na Krakowskie Przedmieście, do recytacji dla przebywających na wolności zdrowo obłąkanych pacjentów Polskiego Zakładu Polskości, a nie do publicznych szkół.</em><br />
<br />
Rudnicki zauważa, że poetycki język naszych wieszczów nie nadaje się do tłumaczenia: <em>Jesli zgodzimy się, że miarą klarowności tekstu jest jego przekladalność, wyjaśni to atforię eksportu twórczości trzech naszych terrorów, pardon, tenorów. W kraju zaś te manieryczne, pozbawione humoru maszynki do mnożenia słów, te niekończące się, splątane wodorosty nużących fraz narażają nieletnich odbiorców na porażenie nerwu twarzowego. (…) Człowiek, kiedy to czyta nie może uwierzyć, że alfabet ma tylko dwadzieścia cztery litery!</em> Ale język nie jest według mnie jedynym powodem dla którego ten kanon polskiej literatury nie trafił nigdy pod międzynarodowe strzechy. Nie sądzę by kogoś interesowała, a już na pewno porwała narcystyczna wizja Polski jako wybawiciela narodów.<br />
<br />
Zgadzam się, że lektury powinny porywać. Powinny być inteligentną rozrywką, a nie skansenem narodowych kompleksów, żalów i ksenofobicznych roszczeń. Może rozsądniej byłoby przenieść niektóre fragmenty dzieł wieszczów na lekcje historii? Tam w otoczeniu dat, bitew i chwalebnych biografii nabiorą one głebszego znaczenia, uzupełnią fakty o emocje, i jak by nie było, relacje z pierwszej ręki.<br />
<br />
W miejsce powstałej luki wprowadziłabym książki, które wywołują jakąś reakcję. Chociażby śmiech na przykład, bo zgadzam się, że literatura <em>powinna wywoływać uśmiech – po prostu, śmiech – czasami, od czasu do czasu przynajmniej tryskać szampańskim humorem, a nie rzewnymi łzami. </em>Wbrew złudzeniom, którymi naiwnie karmią się niektórzy, coraz trudniej będzie młodym ludziom utożsamić się z problemami opisanymi w takich pozycjach, jak: “Ludzie Bezdomni”, “Nie-Boska Komedia”, czy “Konrad Wallenrod”. To literatura równie wartościowa, jak i martwa – dokładnie tak samo jak języki antyczne. Wychodząc z tego założenia, jak można wymagać, żeby taka lektura poruszała, kształtowała światopogląd, głębiej zastanawiała? Tych książek się nie czyta, ale omawia, w większości przypadków z gotowych opracowań. A wykuta z ten sposób wiedza spływa po uczniach, jak przysłowiowa woda po kaczce. Nie zostaje nic prócz urazu i niechęci do polskiej literatury, albo jeszcze gorzej – do czytania w ogóle. Wiem to z własnego doświadczenia i nawet dzisiaj, bardziej w odruchu bezwarunkowym, niż z premedytacją, wybieram literaturę obcą (niesprawiedliwie, wiem). <br />
<br />
<a href="http://lh4.ggpht.com/-HaWNhDifrcc/TnZWv9MOCCI/AAAAAAAABQ4/JuNzfioBhv0/s1600-h/masazksiazka%25255B5%25255D.jpg"><img alt="masazksiazka" border="0" height="231px" src="http://lh4.ggpht.com/-0lTfXk5iqLg/TnZWwJ1RU-I/AAAAAAAABQ8/58MBHH5XZf0/masazksiazka_thumb%25255B1%25255D.jpg?imgmax=800" style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; border-right: 0px; border-top: 0px; display: block; float: none; margin-left: auto; margin-right: auto; padding-left: 0px; padding-right: 0px; padding-top: 0px;" title="masazksiazka" width="244px" /></a><br />
<br />
Ale myślę, że nie tylko pan Runicki i ja jesteśmy takimi upartymi przeciwnikami wieszczowych strof. Wystarczy spojrzeć na rankingi internetowej Biblionetki:<br />
<ul><li>z <a href="http://www.biblionetka.pl/stats.aspx?genre=&sel=worst" target="_blank">50 najniżej ocenianych książek</a> tylko 12 nie jest lekturami obowiązkowymi lub uzupełniającymi</li>
<li>w grupie <a href="http://www.biblionetka.pl/stats.aspx?genre=&sel=best" target="_blank">100 najwyżej ocenianych książek</a>, są tylko 4 lektury, w tym ani jednej polskiego autora (“Rok 1984”, “Zbrodnia i kara”, “Biblia” i“Kubuś Puchatek”)</li>
<li>na szczycie listy <a href="http://www.biblionetka.pl/stats.aspx?genre=&sel=most_popular" target="_blank">100 najczęściej ocenianych</a>, czyli najpopularniejszych książek króluje “Mistrz i Małgorzata” (z maturalnego poziomu rozszerzonego) i “Mały Książę” (lektura gimnazjalna). Dalej jest dużo Harrego Pottera, Tolkiena i tzw. bestsellerów. W tej grupie są co prawda 34 lektury, ale 16 z nich to klasyka obca, a 14 (w większości klasyka polska) ma swoje mało zaszczytne miejsce w rankingu 50 najniżej ocenianych książek.</li>
</ul>Biblionetka ma ponad 100 tys. użytkowników. A skoro tak, to te liczby bardzo głośno mówią same za siebie. Oj przydałaby nam się nowa lista lektur… <br />
W tą problematykę doskonale wpisuje się pomysł organizatorów akcji <a href="http://www.facebook.com/pages/Czytamy-w-Polsce/212900872097857" target="_blank">Czytamy w Polsce</a>, który ma na celu ułożenie listy <a href="http://wyborcza.pl/1,115412,10279507,Sto_ksiazek__ktore_musicie_przeczytac.html" target="_blank">100 książek, które należy przeczytać</a>. Przyłączyłam się chętnie i mimo limitu 10 książek, udało mi się sporządzić mój własny kanon. Jest wiele książek, które czytało mi się znakomicie, ale nie tym starałam się kierować w wyborze. Postanowiłam, że będą to książki, bez których ominęłoby mnie coś ważnego. Moj kanon (wersję minimalistyczną i pełną znajdziecie <a href="http://miniatury.blogspot.com/p/ulubione-ksiazki.html">TUTAJ</a>).Songkeeperhttp://www.blogger.com/profile/06167213038798145608noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8761476323420344408.post-59988672456229713472011-09-13T21:14:00.000-07:002011-10-08T09:54:45.130-07:00Cytat dnia [Danton Welch]"Nie przejmuj się zbytnio niedyskrecją, bezsensownością czy banalnością tego, co piszesz. Pozwól aby Czas się tym zajął – albo uśmiercił i ukrył to na zawsze, albo przeciwnie, w magiczny sposób zamienił to w coś nowego, rzadkiego i wcale nie głupiego.”<br />
<br />
<em>“Do not worry too much about the indiscretion, foolishness or banality of what you write. Leave Time to take care of it all – either to kill it or hide it for ever, or else to change it in its magical way into something strange and rare and not silly at all”</em><br />
<br />
Denton Welch, 13 września 1946 roku. <br />
Antologia “The Assassin’s Cloak”.Songkeeperhttp://www.blogger.com/profile/06167213038798145608noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8761476323420344408.post-12012298867291223602011-08-20T22:48:00.000-07:002011-09-16T20:23:47.190-07:00Liczby Charona<p>Od kiedy czytam po angielsku z czystą przyjemnością i mieszkam w kraju, w którym książki w tym języku są, jakby nie było, koniecznością, postanowiłam wykorzystać wolne chwile urlopu w Polsce na przeczytanie czegoś z moich rodzimych półek. Albo chociażby tego, co w Stanach jakimś cudem nie zostało jeszcze wydane. </p> <p>“Liczby Charona” Marka Krajewskiego zaanonsowały mi się za pomocą zmyślnej reklamy radiowej w drodze na Mazury, kiedy to człowiek niejako zmuszony jest korzystać z dobrodziejstw wszechpolskich radiostacji popowych, by zabić monotonnię podróżowania rodzimymi drogami. Tak czy inaczej reklama na mnie podziałała. Może dlatego, że wyraźnym kontrastem odbiła się od drażniącego radiowego tła, a może dlatego, że od razu dowiedziałam się, że akcja kryminału dzieje się w Lwowie. A to dla mnie coś nowego. Wróciłam więc z Mazur (gdzie fantastycznie czytało mi się pewnien szwecki kryminał wylegując się na dziobie łódki moich rodziców), pobiegłam do księgarni i przeczytałam…</p> <p><a href="http://lh4.ggpht.com/-jIaH4bpRo40/TnQNFdLOMGI/AAAAAAAABQY/xF74szu-Et8/s1600-h/charon%25255B2%25255D.jpg"><img style="background-image: none; border-bottom: 0px; border-left: 0px; padding-left: 0px; padding-right: 0px; display: block; float: none; margin-left: auto; border-top: 0px; margin-right: auto; border-right: 0px; padding-top: 0px" title="charon" border="0" alt="charon" src="http://lh4.ggpht.com/-JyM2oAgrIx4/TnQNFnUBLjI/AAAAAAAABQc/G5S9Bf9xHd0/charon_thumb.jpg?imgmax=800" width="163" height="244"></a></p> <p>To moje pierwsze spotkanie w Markiem Krajewskim i na pewno moje wrażenia co do postaci komisarza Popielskiego są świeże. Gdzieś przeczytałam, że odbija się tu echem bohater dotychczasowej serii kryminalnej, którą pisarz umiejscowił w swoim rodzinnym Wrocławiu. Ja tego oczywiście nie odczułam, ale nie mogę wyzbyć się wrażenia, że wiem czego spodziewać się po bohaterach Krajewskiego. Jestem zdecydowaną przeciwniczką dzielenia czegokolwiek (łącznie z literaturą) na to co damskie i męskie. Uważam, że to podział przede wszystkim sztuczny. Czasem jednak mam wrażenie, że coś do mnie wyjątkowo nie przemawia, tak jakbym czuła, że za estetyką, w kontrapunkcie opowieści czai się męskie postrzeganie świata. </p> <p>Komisarzowi Popielskiemu nie mam właściwie nic do zarzucenia. Nie jest on większym macho, niż mężczyżni tego samego pokroju prawie 100 lat poźniej. Na pewno jest bardziej szarmancki. Ale przecież mamy do czynienia z międzywojennym Lwowem! Pech i nieszczęśliwa ułomność pozwalają spojrzeć na niego jeszcze bardziej wyrozumiałym (żeby nie powiedzieć litościwym) wzrokiem. </p> <p>Chyba najbardziej raziło mnie w tej powieści okrucieństwo. Nawet niezbyt przyjemna okładka książki zdaje się to potwierdzać. Wiem, że w powieściach o zbrodniach często mamy do czynienia z większą, lub mniejszą jego dozą, niemniej jednak w tym wypadku wydało mi się aż nazbyt dosłowne, prawie…nagie. Oczywiście wiem, że to, co wydaje mi się wadą, dla innych może być jak najbardziej zaletą. </p> <p>A skoro jestem już przy minusach to wspomnę, że smakoszy kryminałów może też troszeczkę rozczarować intryga. Tempo akcji nie zwalnia, ale wydarzenia zaczynają się w pewnym momencie toczyć dwoma równoległymi torami. Tak, że w końcu charonowy morderca, od którego zaczyna się powieść zepchnięty zostaje na drugi plan. Nie jestem pewna na ile przeszkadza mi taki zabieg, skoro na lewo i prawo jest tyle kryminałów, które mimo popularności nie grzeszą oryginalnością.</p> <p>Z drugiej strony niekwestionowaną zaletą tego retro-kryminału jest sam Lwów – jego urokliwe parki, mokre ulice i ciemne bary. Zbrodnia w takim mieście nabiera zupełnie innych kolorów. I dla tego chociażby, i przepięknej miękkiej gwary warto przeczytać ten, jakby nie było, interesujący kryminał. </p> Songkeeperhttp://www.blogger.com/profile/06167213038798145608noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-8761476323420344408.post-32892173768691910572011-08-18T10:51:00.000-07:002011-08-18T11:15:46.811-07:00Kryminalne Lato - Cz. 1Przyznaje z pokorą, że mam słabość do kryminałów. Wlaściwie każda pora roku jest dobra na porządne morderstwo, ale mimo wszystko to własnie latem towarzystwo sprytnych detektywów wydaje się wyjątkowo kuszące. W tym sezonie prym wiedzie kolejny bohater szwedzkiego wymiaru sprawiedliwości, czyli Kurt Wallander z serii powieści kryminalnych Henninga Mankella. <br />
<br />
Nie da się ukryć, że i ja nie potrafiłam oprzeć się urokowi skandynawskich kryminałów. Po Stiegu Larssonie i dwóch niezwykle udanych olandzkich krymiałach Johana Theorina, przyszła kolej na Mankella. <br />
<br />
Kierującego skańską grupą dochodzeniową Wallandera nie da się nie lubić. Może przede wszystkim dlatego, że daleko mu do super-policjanta, wymierzającego sprawiedliwość w batmanowskim stylu. To człowiek z krwi i kości – rozwiedziony wielbiciel opery, który ma odpowiedni sweter na każdą temperaturę, skomplikowane relacje z ojcem, problemy z samochodem i wyznaje zasadę: „że jest czas życie i jest czas na śmierć”. Wallander to policjant rzeczywisty, do tego stopnia, że można sobie bez trudu wyobrazić jego alter ego w świecie realnym. To wrażenie pogłebia to, że w swoich kryminałach Mankell dużą uwagę przykłada do precedur policyjnych i żmudnej pracy, której nawet w obecnych czasach nie da się w całości zastąpić wysoko rozwiniętą technologią. Zresztą akcja dzieje się co najmniej 20 lat temu, a więc w czasach kiedy zdolność logicznego myślenia i intuicja podparta doświadczeniem były najważniejszymi narzędziami w rozwiązaniu zagadek kryminalnych. To wszystko sprawia, że mamy do czynienia z kryminałami o nieco staroświeckim charakterze, gdzie akcja może nie toczy w zawrotnym tempie, ale mimo wszystko niezawodnie wciąga. A to oczywiście, obok udanej postaci Wallandera jest moim zdaniem najwiekszym atutem powieści Mankella.<br />
<br />
„PIĄTA KOBIETA”<br />
<br />
Pewnej ciepłej, afrykańskiej nocy dochodzi do okrutnego zabójstwa czterech zakonnic i piątej kobiety, która okazuje się szwedzką turystką. Zbrodnia ta zapoczątkuje serię ponurych wydarzeń w odległej Szwecji, gdzie policja z Kurtem Wallanderem na czele rozpocznie pościg za tajemniczym mordercą. Rozrzucone elementy układanki w końcu jednak złączą się w logiczną całość, a tytułowa piąta kobieta ujawni się w podwójnym znaczeniu.<br />
<br />
„MORDERCA BEZ TWARZY” <br />
<br />
Pewnej zimowej nocy, na prowincji niedaleko Ystad zostaje popełnione brutalne morderstwo. Ofiarami są starsi ludzie, którzy wydają się nie mieć żadnych wrogów. Policja ma więc problem ze znalezieniem sensownego motywu. Jedynym punktem zaczepienia są ostatnie słowa umierającej kobiety. Czy to wystarczy by znaleźć sprawcę?<br />
<br />
„PIRAMIDA I INNE OPOWIADANIA Z KURTEM WALLANDEREM”<br />
(„Pierwsza Sprawa Wallandera”, „Mężczyzna w Masce”, „Mężczyzna na Plaży”, „Śmierć Fotografa”, „Piramida”)<br />
<br />
Zbiór rozrzuconych w czasie opowiadań stanowiących dopełnienie serii o Wallanderze. Jedne ciekawsze („Pierwsza Sprawa Wallandera”), inne mniej („Mężczyzna w Masce”, „Mężczyzna na Plaży). Tutułowe opowiadanie „Piramida” jest zdecydowanie najlepsze. Może dlatego, że jego dłuższa forma pozwoliła na rozbudowanie wątków. Znowu też mamy do czynienia z podwójnym znaczeniem tytułu (tak jak w „Piątek Kobiecie”) co jest dosyć przyjemnym zabiegiem literackim. Songkeeperhttp://www.blogger.com/profile/06167213038798145608noreply@blogger.com0