Maj - jeden z najpiekniejszych miesięcy w roku nie zachwyca słońcem, spływa raczej z deszczem w młodociane korzonki traw, drzew, krzewów i kwiatów by nasycić je wybujale soczystym odcieniem zieleni.
Smedley Park, który jest moją ulubiona odskocznią, zbawieniem od męczącej monotonii pracy jest tylko pozornie miejscem spokojnym. Wiosenne życie tętni tu głośno i bezustannie. Pomijając rzeczy oczywiste, jak polifoniczny trel niezliczonych ptakow czy pobzykiwanie mniej lub bardziej utuczonych bąków, czasem udaje się przylapać Naturę w mniej pospolitych pozach. Któregoś dnia zaskoczyłam dziką kaczke na popołudniowym spacerze pod prąd nurtu, innego - uratowałam malutkiego żółwia przed nieuchronna i tragiczna śmiercia po środku ścieżki, zastanawiając się w która strone podążał i czy przenosząc go zaledwie metr dalej nie pomieszałam mu przypadkiem szyków.
Pośród drzew wysokich i dumnych życie toczy się na przyśpieszonych, wiosennych obrotach. Ale i one same zamykają w swoim wnętrzu ogromną, żywotną siłę, która krąży niewyczuwalnym pulsowaniem. Aby wyobrazić sobie to tętno wystarczy dotyknąć twardej i chłodnej kory drzewa.
W parku łatwiej uwierzyć jest w magię. Zwłaszcza wiosną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz