poniedziałek, 8 czerwca 2009

Kroniki Portowe

Będzie o rozczarowaniu, może nie całkowitym, a jednak dokuczliwym.
"Kronik Portowych" - bo o nich mowa - szukałam od dawna, właściwie od momentu obejrzenia "Shipping News" gdzieś niedługo po mojej przeprowadzce do Stanow.
Film wspominam jako nastrojową, gorzko-słodką opowieść z niepokojącym i potężnym oceanem w tle. Wspaniały Kevin Spacy jako nieporadny Quoyle, Judy Dench jako twarda Agnis, moja ulubiona Cate Blanchett jako szalona Petal i śliczna Julianne Moore w roli Wavey.
Wreszcie niedawno znalazłam książkę - co prawda wstrętne kieszonkowe wydanie na szarym papierze, ale "nie ważne" - pomyślałam sobie, za to z niecierpliwością czekałam na chwilę kiedy do niej sięgnę.
Zacznę od końca. Książka wprowadziła mnie w taki ponudy nastrój, że zaraz po jej skończeniu musiałam go sobie osłodzić niezdrową porcją niedzielnego słońca i 3 kilogramami świeżych truskawek. :)
Jeśli chodzi o warsztat pisarski, to nie mam nic do zarzucenia. Książka napisana jest ślicznie i ciekawie. Swoistym kluczem do opowieści sa węzły z "Księgi węzłów Ashleya", których wybrane rodzaje otwierają każdy rozdział i nadają ton różnym wydarzeniom (a moze to wydarzenia dopasowuja sie do wezlow?). Mottem powieści jest również cytat z Księgi: "W węźle składającym sie z ośmiu przelożeń, który jest węzłem średniej wielkości, istnieje możliwość 256 różnych "kombinacji"... Jeśli uczynisz choć jedną zmiane w ułożeniu liny, otrzymasz zupełnie inny węzeł albo nie zawiążesz żadnego węzła".

Jeden z rozdziałów zaczyna się tak:
"Podwójna Kokarda - w dawnych czasach zakochany marynarz mógł wysłać swojej ukochanej kawałek linki do łowienia ryb, zawiązanej luźno w węzeł zwany podwójna kokardą. Jeśli węzeł powrócił do niego nie zmieniony, oznaczało to stagnację w uczuciach. Jeśli węzeł powrócił zaciśnięty, był oznaką uczuć odwzajemnionych. Lecz jeśli węzeł został odwrócony, zawierał milczącą rade, by odpływać."

I na koniec: "Wciąż istnieją stare węzły nigdzie nie opisane. Daltego dopóki będziemy znajdowali nowe sposoby wykorzystywania liny dopóty będziemy znajdować nowe węzły".

Właściwie sama fabuła nie jest tak naprawdę przygnębiająca, bo jest w niej miejsce na nadzieję, na miłość dla złamanych serc, a nawet na cud. To raczej sposob w jaki książka została napisana sprawia, że za każdym razem odkładałam ją z jakąś nieokreśloną goryczą. Było to dla mnie zaskoczeniem, bo moje oczekiwania byly inne po obejrzeniu filmu.

Może to zasługa reżysera? Film opowiada historię Quoyle'a w troche bardziej poetyckim klimacie i według mnie to własnie sprawia, że zostaje on w pamięci na długo. Tak jak np. "Czekolada", która - uwaga - wyszła spod ręki tego samego reżysera - Lasse Hallstroma. I o ile jest to jeden z moich ulubionych filmów, to książka już nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia.

http://www.youtube.com/watch?v=8x1z8IK-L0U

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz