poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Trzy

Tak się jakoś złożyło, że w miniony weekend doczytałam 3 książki na raz (i zaczęłam nową). Ten manewr udał mi się przede wszystkim dlatego, że przechorowałam ostatnie 3 dni i wszystkie weekendowe plany, włącznie z przyjęciem-niespodzianką z okazji moich urodzin (dowiedziałam się oczywiście po fakcie) wzięły w łeb.
Wszystkie trzy książki miałam przeczytane przynajmniej do połowy, więc poszło szybko i nawet ból głowy i inne tym podobne dolegliwości mnie nie zniechęciły.

POKUTA

Książka odkładana na jedną z tych specjalnych okazji. Kupiona - przyznam się - pod wpływem ekranizacji z znakomitą Keirą Knightley. Historia miłości tragicznej. Opowieść o winie bez odkupienia napisana przepięknym językiem.
Najbardziej zauroczyła mnie pierwsza część powieści, w której razem z bohaterami snujemy się po cichej angielskiej rezydencji. Gorące, duszne dni mijają powoli i ospale, ale w tej pozornie beztroskiej atmosferze czają się emocje. To właśnie one zakłócają delikatną równowagę pomiędzy tym, co ważne i tym, co nie istotne.
Nie ma nic bardziej intrygującego niż ta mieszanka ukrytych namiętności i pulsującego upałem cichego wiejskiego lata. Tą właśnie ulotną atmosferę w mistrzowski sposób opisał McEwan, wplatując co jakiś czas fenomenalnie uchwyconą filozoficzną refleksję.
Oto moje ulubione fragmenty:

"Piękno, jak się przekonała, było czymś rzadkim. Brzydota za to występowała w nieskończonych odmianach".

"Zresztą nie wszystko, co robią ludzie, jest zgodne z logiką, zwłaszcza gdy są sami"

 "Przysunęła palec wskazujący do twarzy i wpatrywała się weń, nakłąniając do ruchu. Pozostał nieruchomy, ponieważ tylko udawała, nie traktowała tego serio i ponieważ chęć albo zamiar poruszenia nie były tym samym, co samo poruszenie. A gdy go w końcu zgięła, ruch najwyraźniej zaczął się w samym palcu, a nie w jakiejś części jej umysłu. Kiedy on wiedział, że ma się poruszyć, kiedy ona wiedziała, że ma nim poruszyć? Nie sposób było tego uchwycić. Moment przejścia był niezauważalny. Nie istniał żaden ścieg, żaden szew, a mimo to wiedziała, że pod gładką ciągłą materią kryje się jej prawdziwe ja - czy była to dusza? - które uznaje, że czas przestać udawać, i wydaje ostateczny rozkaz".

 "Opowiadanie było bezpośrednie i proste, nic nie stało tam między niż i czytelnikiem - nie było żadnych pośredników z ich prywatnymi ambicjami i niekompetencją, nie było presji czasu i ograniczeń materialnych. W opowiadaniu wystarczy tylko chcieć, wystarczy je napisać i można mieć cały świat; w sztuce trzeba się zadowolić tym, co osiągalne - nie ma koni i wiejskich uliczek, nie mam morza. Nie ma kurtyny".

Druga część książki jest bladym i zdecydowanie mniej magicznym rezultatem tych paru letnich dni. Zresztą nie tylko za sprawą ciążącej na Briony winy, ale też wielkiej wojny, poprzez którą trudno bohaterom uwierzyć, że ciche letnie dni były czymś wiecej niż snem. Ta część jest jednak niezbędnym dopełnieniem części pierwszej - bez niej opowieść nie tylko byłaby niekompletna, ale też nie wzbudzała by takich emocji.

LUBIE BYĆ ZABIJANA

Z powodu tego idiotycznego tytułu (oryginalny tytuł - "Don't Read This Book If You're Stupid" - jest niewiele lepszy) mało co nie zostawiłam tej książki na wieczne zapomnienie w domu rodziców. W ostatnim momencie, kiedy wszystko było już spakowane do podróży (włącznie z bardziej pożądanymi lekturami) sięgnęłam po nią, żeby mnie ululała (czyt. zanudziła) do snu. No i spotkała mnie niespodzianka. Książka może nie ma potencjału, żeby aspirować do czegoś lepszego niż czytadło, ale musze przyznać, że jest zabawna (czarny humor) i własciwie wcale nie nudna. Zdecydowanie najlepsze jest pierwsze opowiadanie (czy wspomniałam, że to mini-zbiór opowiadań?) o zbazowanym facecie, który utknął pomiędzy dojrzewaniem, a kryzysem wieku średniego. Brakuje mu sukcesów, odpowiedniej partnerki, prawdziwych kumpli, sensu życia, a przede wszystkim chęci na cokolwiek. Niby materiał na ponure (i nudne) rozważania, a jednak wszystko to napisane jest w taki sposób, że nie irytuje, a bawi. Pozostałe opowiadania są słabsze, ale utrzymane w tym samym tonie i koniec końców wszystko niestety zlewa się w jedną całość.

TAJEMNICA KARAIBSKA

Kolejny, raczej typowy, pomimo scenerii, kryminał Agathy Christie. Ms. Marple wyrusza na wakacje do tzw. Indii Zachodnich (cóż za angielskie postrzeganie świata!) czyli na Karaiby. Codziennie jest piękna pogoda, świeci słońce, do tego stopnia, że typowe angielskie chat-chat o pogodzie nie mają racji bytu. No i żeby było ciekawiej pojawia się trup. Zabójca, rzecz jasna, ukrywa się w gronie hotelowych gości. Ms. Marple słucha, obserwuje, w końcu zapobiega kolejnemu zabójstwu i wyjaśnia zagadkę.
Nie wiem dlaczego, ale przyszło mi do głowy, że gdyby Christie wysłała na Karaiby Poirota zamiast Panny Marple wyszedł by z tego trochę lepszy kryminał. Wątek z przeszłości byłby może bardziej rozwinięty, a parę tajemniczych przedmiotów tu i tam dodałoby smaku tej trochę niedoprawionej opowieści.   



PS. Niestrudzenie walcząc z przeziębieniem niechcący wynalazłam całkiem niezly "syrop" domowej roboty. Do gorącej herbaty wrzucam jedna pastylkę ziołową do ssania na kaszel i ból gardła, do tego łyżeczka miodu i American Honey (burbon z miodem). Nie tylko nieźle smakuje, ale też rozgrzewa bardzo skutecznie. Myślę, że to właśnie dzięki tej "herbatce z prądem" czuję się dzisiaj lepiej. Polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz