wtorek, 7 lipca 2009

Fajerwerki, patriotyzm i spluwa

Z długimi weekendami generalnie jest tak, że potem cieżko przestawić się na normalny, codzienny tryb. Od wczoraj nie dam rady się dobudzić, w wyniku czego do poludnia snuję się w pracy udając, że robię coś pożytecznego. Potem różne rzeczy zwalają mi sią z łomotem na głowe i tak wychodzą mi męczące nadgodziny.

Wracając do weekendu.

Generalna różnica, jeśli chodzi o dni wolne, pomiędzy Stanami a Polska jest taka, że o ile w Polsce wynikają one najczęściej ze szczodrego kalendarza liturgicznego (dzięki Bogu za dualizm religijny tej cześci Podlasia, w której się wychowałam - zawsze mieliśmy podwójna ilość świąt), tak tutaj wolne jest dane człowiekowi po to, żeby popływać w patriotycznym zadowoleniu. W zasadzie mała to różnica. W praktyce i tak kończy się podobnie: na tłoku, korkach i wszechobecnym zapachu grilowanego mięska.

Nigdy miałam duszy patriotycznej i może dlatego patriotyczne pieśni i przemowy zajeżdżaja mi irytującą propagandą. Pod tym względem 4 lipca jest zdecydowanie interesujacym zjawiskiem. Patriotyczne hasła i frazesy akompaniują trójkolorowym - jak flaga amerykańska - fajerwerkom. Trochę mniej pasuje mi natomiast wygłaszanie idei Pokoju w rytm wybuchów sztucznych ogni, którym niedaleko przecież do prochu strzelniczego. Broń dla mnie nie ma nic wspólnego z pokojem, o ile oczywiście nie mamy na myśli pokoju w rozumieniu tylko jednego narodu.

Tak czy inaczej z okazji narodowego święta, w ramach abolicji od panującego porządku, na początku lipca każdy może legalnie zakupić sztuczne ognie i postrzelac sobie ile wlezie. Bo przecież strzelanie to ulubiona igraszka Amerykanów, zagwarantowana tradycją i Konstytucją.
Nie lubie tłumów, ale nigdy specjalnie się ich nie bałam. W polskim tłumie można najwyżej dostać po głowie pustą butelką po piwie. Tłum amerykański różni się tym, że nigdy nie wiadomo czy ktoś przypadkiem nie ma ze soba broni. Uświadomilam to sobie w sobote na darmowym koncercie Sheryl Crow. Na poczatku nie wiadomo było o co chodzi, kiedy w pewnym momencie ściana ludzi zaczeła uciekać z nieokreślonego powodu w naszym kierunku. O wiele szybciej niż mogłabym się tego spodziewać po sciśniętym tłumie. Na szczęście panika zgasła równie gwałtownie. Strach jednak pozostał. Strach przed śmiertelnym zagrożeniem, jakim może być opętany paniką tłum, albo zabłąkana kula. Mój strach przerodził się po jakimś czasie w złość. Dla mnie to zdarzenie było kolejnym argumentem przeciwko powszechnemu prawu do broni. Nie wierze w przemoc, dlatego nie wierze w potrzebę posiadania broni, schowanej gdzieś w pozornie bezpiecznej szufladzie. Nigdy nie zgodziłabym się na broń w moim domu, chyba że miałaby mnie ochronić przez bezpośrednim niebezpieczeństwem. Wierzę za to w pacyfizm i w to, że pokojowe metody rozwiązywania sporów są dużo bardziej skuteczne, co potwierdza zresztą historia. Mimo wszystko z całej sily staram się zrozumieć amerykańska mentalność i to atawistyczne przywiązanie do idei pistoletu. Oczywiście, gdzieś na początku była walka o wolność i nieokiełznany Dziki Zachód. Ale to było dawno i wydaje mi się, że w obecnych czasach powszechność broni nie ma satysfakcjonującego uzasadnienia, a raczej to uzasadnienie jest szukane na silę. Co więcej, z łatwego dostepu do broni korzystają także przestępcy. Filadelfia ma swoje niepopularne "czarne" dzielnice ,w które lepiej się nie zapuszczać. Tam, od bardziej lub mniej zbłąkanych kul, gina nie tylko gagsterzy, policjani, ale rownież dzieci (które niestety czesto występuja po prostu w roli tych pierwszych). Z tego powodu między innymi zwrócono uwage - i słusznie - na to, że broni w tutejszym społeczeństwie jest za dużo, zwłszcza tej niekontrolowanej. Tym wiecej, im gorsza dzielnica. Co wiecej legalnie zakupiona broń "puszczona" w obieg utrudnia wykrycie tego, kto się nią posłużył i skuteczne oskarżenie. Dlatego pod patronatem burmistrza Filadelfii rozpoczęto jakiś czas temu kampanię majacą na celu poinformowanie tych którzy kupuja broń na czyjaś prośbe, że to właśnie oni zostaną obciążeni odpowiedzialnoscią z jej użycie, nawet jeśli to nie oni pociągneli za spust.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz