piątek, 18 września 2009

Chłopiec z latawcem

Dawno już nie czytałam tak smutnej książki...
Niektórzy uważają, że kończy się ona w niepotrzebnym hollywoodzkim stylu, sugerując mało realistyczny rozwój wypadków. Owszem, podróż, w którą udaje się Amir kończy się powodzeniem, ale czy można nazwać to happy endem?

Pierwsza część książka opowiada historię skomplikowanej przyjaźni pomiędzy Hassanem i Amirem. Chłopcy mieszkają w Afganistanie jeszcze przez przewrotem i okupacją rosyjską w latach 70-tych. Symbolem ich beztroskiego (do czasu) dzieciństwa są latawce. Amir jest Pasztunem, Hassan - Hazarem i to sprawia, że zawsze jest pomiędzy nimi niewidzialna granica. Hazarowie, którzy są szyicką mniejszością w Afganistanie traktowani są jak ludzie gorszego gatunku i wykorzystywani jako służący.
Zanim wojna wkroczy w życie Hassana i Amira z całym swym impetem i okrucieństwem, wydarzy się coś, co na zawsze zmieni życie obu chłopców. Amir pozna smak tchórzostwa i zdrady, w wyniku których przez wiele lat będzie nosił brzemię winy i wstydu. W końcu dana mu zostanie szansa odkupienia, przebaczenia, ale będzie to wysiłek współmierny do wyrządzonej przed laty krzywdy. O tym opowiada druga część powieści.

Najogólniej rzecz ujmując książka opowiada o walce pomiedzy dobrem, a złem w nas samych. O ile Hassan jest wcieleniem dobra, a Assef zła, tak Amir jest gdzieś pomiędzy nimi, szukając miejsca dla siebie. Tak, jak większość z nas. Różnica polega na tym, że raczej rzadko poddawani jesteśmy egzaminowi z honoru i odwagi, kiedy to stawką jest czyjeś życie. Amir ceni sobie honor, ale jako chłopiec był zbyt słaby, by stawić czoło apodyktycznemu złu. Dlatego pogardza sobą przez wiele lat. Nosi w sobie trującą winę, która nie pozwala na szczęście i spokój.

Jak pisze Hosseini, Afganistan jest krajem dzieci pozbawionych dzieciństwa. "Chłopiec z latawcem" dobitnie pokazuje tragedię dzieci wojny i nie da się tego czytać z lekkim sercem. Dla mnie książka ta była też impulsem do uświadomienia jak bardzo wdzięczna jestem losowi za to, że nigdy nie doświadczyłam życia w kraju ogarniętym wojną. Myślę, że dzieki temu można spojrzeć na własne życie z innej perspektywy i zobaczyć, że większość problemów, które odbierają nam spokój na codzień, często niepotrzebnie urasta do absurdalnych rozmiarów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz