Spodziewałam się lekkiej lektury o zapachu lata. Właściwie na tym się chyba nie zawiodłam. Jest brzęczenie pszczół, są gorące południowe popołudnia i duszne noce. Ale to wydaje się być jedynie tłem dla spraw, które autorka stawia na pierwszym miejscu, czyli konfliktów społecznych i relacji pomiędzy matką i córką. No i tutaj pojawia się nuda. Kwestia równouprawnienia zaczyna mnie już szczerze mówiąc troche nudzić. Chociaż rozumiem, że kultura amerykańska przesiąknięta jest tym, na takiej samej zasadzie, jak w polskiej kulturze zawsze odzywać się będą echa walki o niepodległość, czy czarnych lat Holokaustu. To spuścizna narodowa, której nie da sie uniknąć.
Głównym wątkiem wydaje się jednak być Lilly i jej skomplikowana więź z nieżyjącą matką. Lilly nie tylko nie może znaleźć miłości rodzicielskiej, której tak bardzo potrzebuje, ale też boryka się z cieżarem winy. W sumie byłby to całkiem ciekawy materiał na głebszą analizę psychologiczną, gdyby nie to, że autorka postanowiła rozcieńczyć ten problem w roztworze happy endu. Wszystkie problemy dziewczynki rozwiązują się w nieprawdopodobny sposób na jej korzyść, włączając jeszcze bardziej nieprowdopodobne odpuszczenie wszystkich win. I żyli długo i szczęśliwie…. Come on!!! LOL… Ani to realistyczne, ani satysfakcjonujące.
Warto zauważyć, że książka napisana jest podobnie do “Kronik Portowych”. O ile w Kronikach punktem odniesienia do każdego rozdziału były rodzaje węzłów, tak w Sekretnym życiu mamy zwyczaje pszczół. Jest to bardzo sprytny zabieg literacki, który w przypadku powieści Kidd uratował według mnie całą książkę. Bez pszczół i ich miodu książka byłaby zupełnie pozbawiona smaku i zwyczajnie tendencyjna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz