Po raz kolejny zachwycam się Where Breating Starts Torda Gustavsena. Nie potrafię słuchać tego utworu nie odbierając go jako tańca. Tańca przepełnionego smutkiem, lecz niezwykle zmysłowego. Jakże chciałbym zapomnieć się kiedyś w takim tańcu, powoli przesuwać się w rytmie delikatnej perkusji, stąpać wśród ostrożnie wybieranych, subtelnych, ale jakże idealnych fortepianowych dzwięków. Nie mówiąc, nie oddychając tylko chłonąć muzykę i rytm, odbierać je całym ciałem, by potem złapać na chwilę poczucie rzeczywistości przy kontrabasie. Na chwilę milknie fortepian i wydawać by się mogło, że wszystkie światła zgasły, że ktoś wyłączył emocje.
Nie słucham tego kawałka przez wiele miesięcy, ale czasem wraca on do mnie właśnie tak, z nienacka. Wyłania się z ciszy, niezależnie od skojarzeń podpowiadanych przez dzwięki w oddali. Chociaż trudno się dziwić, że taka muzyka rodzi się z ciszy. Świat musi się zatrzymać, usnąć, żebyśmy usłyszeli swój własny oddech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz