Gdyby to był mój pierwszy raz na Manhattanie, pewnie napisałabym o wizytówkach miasta, na czele z kultowym Times Square (który zdecydowanie warto zobaczyć nocą). Tym razem jednak cała moja radość skupiła się na miejscu równie kultowym – antykwariacie Strand.
Dzieje księgarni sięgają roku 1927, kiedy to Ben Bass postanowił otworzyć kolejny, 48 z kolei, sklep z książkami w okolicy znanej od schyłku XIX wieku jako Book Row. Dzisiaj Strand jest jedyną pamiątką tamtej ery. W latach siedemdziesiątych, nagrodzony Pulitzerem George Will tak opisał antykwariat: “8 mil wartych zachowania w tym mieście znajduje się na skrzyżowaniu ulic 12-tej i Broadway. Są to zawalone książkami półki księgarni Strand”.
Dzisiaj Strand imponuje 18 milami książek i wielką (jak na nowojorskie standardy) powierzchnią, na którą składają się cztery piętra zastawione półkami. Główne, pierwsze piętro księgarni zajmuje literatura piękna, kryminały, poezja, książki historyczne i kucharskie, a także stoisko z pamiątkami.
Piętro niżej znajdziecie, między innymi, książki podróżnicze i literaturę zakazaną.
Drugie piętro zajmują: komiksy, literatura dziecięca, sztuka, fotografia, moda i architektura.
Trzecie piętro w całości zajmują książki rzadkie i cenne.
Oprócz typowej działalności prowadzonej przez tą księgarnię/antykwariat, Strand oferuje kilka ciekawych usług skierowanych do zabieganych nowojorczyków. Pierwszą jest tzw. “Book by Foot”, czyli “Książki na stopy”. Jest to nic innego, jak kompletowanie prywatnych bibliotek, które można zakupić lub wypożyczyć. Co wiecej Strand oferuje też pomoc w skompetowaniu zbiorów tematycznych, bądź też według autora. Oprócz sprzedaży księgarnia prowadzi także płatną bibliotekę, a ostatnie piętro można wynając na różnego rodzaju spotkania, a nawet przyjęcia.
Jeśli chodzi o mnie, to nigdy bym nie zleciła komuś innemu tego, co mi samej sprawia tyle przyjemności. Chociaż szperanie w tak wielkim antykwariacie jest nie lada wyzwaniem. W pewnym momencie zabrakło mi rąk (do których co raz coś po drodze chyłkiem wpadało) i dostałam wózek. Od tej pory śmigałam pomiędzy regałami i piętrami aż miło (na szczęście była winda).
Biorąc pod uwagę to, że do domu daleko, obiecałam sobie (obiecanki-cacanki), że będę uważać z ilością zakupionych książek. Niskie ceny i wybór przekonał mnie jednak do tego, że człowiek niejedną potrafi znieść niewygodę w imię wyższej konieczności. Tylko uczucie niedosytu uświadamia mi, że mogło być gorzej. Chociaż i tak na wszelki wypadek postanowiłam nie przyznawać się do zakupów. Zawsze przecież mogę powiedzieć, że pożyczyłam… Na szczęście małżonkowi znudziła się chyba ta dwudniowa samotność, bo chwycił od razu za torbę i o nic nie pytał.
A oto co znalazłam:
“Firewall” (“Zapora”) – Hanning Mankell, czyli kolejna kolejna odsłona szwedzkiego kryminału z Kurtem Wallanderem w roli głównej.
“The Pianoshop on the Left Bank” – Thaddeus Carhart, czyli pamiętnik z Paryżem na pierwszym i pianinem na drugim planie.
“The Legacy” – Katherine Webb, polecana przez Padmę powieść autorki o (żeby było ciekawiej) identycznym nazwisku jak moje
“Brideshead Revisited” (“Znowu z Brideshead”) – Evelyn Waugh. Anglia dwudziestolecia międzywojennego. Klasyka.
“Suite Francaise” (“Francuska Suita”) – Irene Nemirovsky. Będąc pod urokiem opowiadań tej tragicznie zmarłej autorki postanowiłam sięgnąć po jej najbardziej znaną powieść.
“Brat Farrar” (“Bartłomiej Farrar”) – Josephine Tey. Jeden z kryminałów autorki “Córki Czasu”.
“The Story of a Marriage” – Andrew S. Greer. Poszukiwana po jeszcze jednej zachęcającej recenzji Padmy.
“The Devil’s Star” (“Pentagram”)– Jo Nesbo, czyli czas poznać kolejnego (i to bardzo chwalonego) autora skandynawskich kryminałów. Przyznać muszę, że zdziwiło mnie to, jak niewiele skandynawskich autorów udało mi się znaleźć w Strand. Czy świadczy to o tym, że kryminały te są aż tak popularne, czy wręcz przeciwnie?
“Clair de Lune” Pierre’a La Mure, autora “Moulin Rouge”. Opowieść o Claude Debbussy’m i belle epoque.
“The Discovery of Heaven” (“Odkrycie Nieba”) – Harry Mulisch, jedna z najgłośniejszych pozycji powojennej literatury europejskiej.
Tak właśnie wydawało mi się, że kiedyś wspominałaś o powieści o Toulouse-Lautrecu... Jaki też książkowy świat bywa czasem mały ;)
OdpowiedzUsuńA ja właśnie zabieram się za KARALUCHY Jo Nesbo, które od 3 tygodni czekają na swoją kolej ;)Miłej niedzieli A&A
OdpowiedzUsuńAsia
Właśnie zabrałam się za polecany przez jedną z tu obecnych blog. Bardzo miłe wrażenia. Potwierdzam: "Jo Nesbo połyka się w całości ". Nawet 3 tomy na raz ;). Już mam kolejkę na wypożyczanie.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam A&A&A
K.M.K-T.
Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńJuż wiem, że z panem Nesbo będę miała jeszcze nie raz do czynienia. Rzeczywiście czyta się pędem. Nie dziwi więc i ta kolejka ;)
Pozdrawiam serdecznie,
52 yrs old Office Assistant IV Shane Breeze, hailing from Sault Ste. Marie enjoys watching movies like Analyze This and Woodworking. Took a trip to Longobards in Italy. Places of the Power (- A.D.) and drives a Sierra 3500. jej odpowiedz
OdpowiedzUsuń